woman with brown hair covering her face with white knit textile

Wielki Post

15 lutego 2024

   Można mieć wiele kontrowersji odnośnie Kościoła Katolickiego, jednak pomimo wszystko odegrał on w polskim narodzie zasadniczą rolę. Umacniał przez wieki narodową tożsamość, krzepił ducha w trudnych momentach naszej historii. Osobiście pamiętam jakie odczucia wzbudzał w nas Polakach w okresie przemian ustrojowych i "Solidarności". W tym artykule chcę jednak zwrócić Twoją uwagę na coś zupełnie innego, co być może umyka uwadze. Otóż tradycja katolicka wprowadziła podział roku na okresy, które kształtują sposób bycia całej wspólnoty, a czasami nawet ludzi nie będących członkami kościoła. Mamy tu zatem okres prozy życia, czyli czas w którym skupiamy się głównie na życiu doczesnym. Później nastaje pora oczyszczenia i pogłębianie świadomości duchowej. On kończ się oczywiście i wchodzimy jako naród w okres świętowania zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Oczywiście jest też najbardziej rodzinne święto na Ziemi, okres upamiętniający Boże Narodzenie. W tym wszystkim najważniejszym aspektem jest powtarzająca się z roku na rok cykliczność, dzięki której podejmujemy się wciąż na nowo wyzwania oczyszczenia. Wszystkiego, co z moralnego punktu widzenia uwiera nam poddajemy wówczas powściągliwości, umartwianiu. Jest to główne wyzwanie Wielkiego Postu. Nasuwa mi się tu oczywiście skojarzenie z procesem opisanym w dezintegracji pozytywnej. Cykliczność w podejmowaniu wciąż na nowo tego wyzwania jest wielkim sprzymierzeńcem przemian osobowościowych. Dzięki niej możemy z coraz większą świadomością popracować nad sobą. Co dla osób wierzących odbywa się przy duchowym wsparciu oraz w sprzyjającym klimacie wielkopostnej zadumy. Rozmyślanie nad wydarzeniami z przed dwu tysięcy lat w kontekście tragicznego losu, jaki sam wziął na siebie Stwórca potrafi zdziałać cuda w przemianie naszego egocentryzmu. Gdy byłem pod silnym jego wpływem, bycie praktykującym katolikiem utorowało mi drogę rozwoju tożsamości. Zresztą to jest główne zadanie szczerze zaangażowanego chrześcijanina. Podejmowałem się w tym czasie mniej lub bardziej trudnych wyzwań, głównie związanych z ukrócaniem hedonizmu  i rozmyślaniem o wydarzeniach jakich doświadczał Jezus Chrystus na Ziemi w kontekście ukrzyżowania. Czerpałem opisy oczywiście z Ewangelii, aczkolwiek nie stroniłem również od mistycznych świadectw świętych kościoła. Muszę szczerze przyznać, że po głęboko przeżytym okresie postu, w czasie świąt czułem się odrodzonym duchowo ale także psychicznie człowiekiem. Emanowało we mnie głębokie szczęście pomimo naprawdę słabej wówczas kondycji mojej osobowości. Byłem skomplikowaną wersją narcyza ze słabymi kompetencjami społecznymi aczkolwiek bardzo pragnącego je mieć. Dlaczego o tym piszę nie będąc już oficjalnie katolikiem ? Bo nie uważam tego okresu za stracony ani niepotrzebny. To wówczas uczyłem się podejmowania autorefleksji, wdrażałem podstawowe zasady, próbowałem budować pierwsze więzi z Bogiem. Oczywiście miałem z tym ogromny problem, gdyż to odczucie nie łączyło mnie wówczas nawet z własnymi rodzicami. Nie rozumiałem zatem przykazania miłości, było dla mnie gadaniną bez treści. Miałem też skłonność do szowinizmu, więc nie przeszkadzało mi wówczas, że była to wyodrębniona wspólnota, uważająca się za jedynych depozytariuszy zbawienia i Prawdy. Gdyż nie czułem potrzeby ani kompetencji uzdalniających mnie do identyfikowania się z całą ludzkością. Nie ogarniałem zupełnie globalnej rzeczywistości z całą jej wielokulturowością. Była dla mnie obca, czasem nawet wroga. Prawdziwy progres w duchowości polega właśnie na tym, że rzeczywistość tego świata przestaje wywoływać w nas szowinistyczne popędy. Gdy tożsama staje się nam w coraz większym stopniu powszechna wspólnota życia. Aczkolwiek nie na zasadzie bezrefleksyjnego synkretyzmu paradoksalnych poglądów, a raczej będąca konsekwencją głębokiego rozumienia Prawdy. Czego każdemu czytelnikowi życzę. By tak się stało warto nawiązać do praktyk Wielkiego Postu. Są one zawsze aktualne i skuteczne. Nawet gdy formalnie nie jest się członkiem Kościoła Katolickiego. Nie mam tu żadnych intencji szkodzenia, kopiowania ani dzielenia kościoła. Po prostu chce wskazać szansę wszystkim tym, którzy czują się zawiedzeni postępkami niektórych księży i przez to całkowicie zatracili więź ze wspólnotą wierzących. Każdy kto czuje potrzebę przynależności do kościoła, bo nie jest gotowy wypłynąć na głębie globalnej rzeczywistości, z Jezusem Chrystusem oczywiście, powinien pozostać przy Nim w kościele. Istotą Prawdy jest On, a nie taka czy inna przynależność czy obrzęd religijny. Jedynie o czym należy pamiętać w kontekście duchowości chrześcijańskiej to, iż zawsze realizuje się ona w poczuciu wspólnoty. Chrześcijaństwo jest duchowością, w której drogą jest progres relacji osób, a celem poczucie wzajemnej więzi. Dlatego trzeba tu realizować się poprzez powściągliwość własnego egocentryzmu i silnie związanego z nim hedonizmu, tym intensywniej im status naszej egzystencji jest większy. I okresowo robić to z jeszcze większą intensywnością, by chociażby odświeżyć w sobie poczucie percepcji i zachwytu nad rzeczami, których przesyt zawsze powoduje znużenie i dewaluację wartości. Dzięki temu możemy szczerze cieszyć się życiem przez resztę roku, oczekując okresu otwartego i radosnego świętowania. Myślę, że to najlepszy przepis na szczęśliwe i spełnione życie. Przeplatanie tego co nam uwiera, czyli prozaicznej pracy, obowiązków stanu z okresami wspólnej zabawy, spontanicznego wyrażania radości życia. Bez tych okresów cała ta praca nad sobą przestaje mieć rację bytu, staj się jedynie kolejnym przyczynkiem do depresji. Bo życiem należy się cieszyć, aczkolwiek delektując się jego radościami a nie pożerać je łapczywie, odkładając nadwyżki na później.

   Gdy zagłębicie się w nauczanie Jezusa dwa tysiące lat temu, odkryjecie z niedowierzaniem, iż On już wtedy próbował nam to wszystko przekazać. Tworzył wyłom dla religijnego, surowego formalizmu oraz szowinizmu jaki generuje. Pragnął już wtedy wypuścić ludzkość na szerokie wody Bożego Ducha. Paradoksem jest, iż stał się dla wielu kamieniem węgielnym dla tworzenia kolejnych, wyalienowanych od całej rzeczywistości wspólnot. Myślę, że było to nieuniknione znając naturę egocentryzmu. Kapłaństwo jest dla niego idealnym stanem. Owe wspólnoty stały się nawet powodem długotrwałych i krwawych wojen między wyznawcami tego samego Boga. Wojen o Prawdę ? Raczej o jej szowinistycznie motywowaną interpretację. Nadszedł czas gdy wszystkie one zaczną się rozpadać, a świątynie będą równane z ziemią, podobnie jak tam żydowska w Jerozolimie. Niekoniecznie pod ciosami bomb czy buldożerów, a raczej barakiem środków na utrzymanie tego materialnego molochu. Skromność i pokora w naszych sercach staną się jedyną prawdziwą oznaką przebywania w naszej wspólnocie Ducha Świętego.