white stork perched on brown wooden post under blue sky during daytime

Tożsamość duchowa

03 kwietnia 2024

   Tożsamość duchowa o ile jest oparta na Prawdzie stanowi trzon tożsamości ego i stanowi o komplementarności człowieka. Jak się dowiadujemy z tradycji żydowskiej jak i chrześcijańskiej, w wymiarze duchowym istnieją byty, które zerwały więzy Miłości z Prawdą. Taki duch niszczy w nas wszystko co piękne, jednak głównie osłabia nasze poczucie tożsamości i integrację ego. Bezpośrednią konsekwencją destrukcyjnego jego działania jest wzrost egocentryzmu. Piszę o tym wszystkim bez kluczenia, gdyż odkąd swoją tożsamość oparłem na Jezusie Chrystusie i odsunąłem od siebie enigmatyczne a czasami mroczne idee, poczułem iż moje życie weszło na właściwe tory. Wystarczyło, że powróciłem do Biblii i uwierzyłem w jej przesłanie.

Wiem jak sceptyczny czytelnik odbiera moje słowa. Jak zatem zweryfikować ich prawdziwość ?

   Odpowiedź wydaje się oczywista. Jako pierwsze nasuwa mi się skojarzenie, iż właściwie osadzona tożsamość duchowa sprzyja rozkwitowi naszej osobowości. Prawda wyzwala nas aczkolwiek z egocentryzmu, który w miarę jej poznawania stopniowo przestaje mieć wpływ na nasze wybory. Jeżeli będziemy czuli, że wzrasta w nas poczucie więzi z innymi ludźmi, rozkwita życie wspólnotowe, rodzinne, możemy mieć pewność, że dobrze zainwestowaliśmy swoje duchowe zaangażowanie. Zatem duchowe wpływy można poddać weryfikacji, o ile ma się dobre intencje i szczerą chęć.  Jeżeli odwiecznie darzone etosem wartości przestaną nimi być dla nas, to nic nie będzie w stanie nas przekonać do Prawdy. Jedynie tarapaty w jakie sami się wpędzimy będąc w szponach egocentryzmu.

   Według Teorii Dezintegracji Pozytywnej, najwyższym poziomem człowieczeństwa jest posiadanie dwóch harmonijnie współegzystujących tożsamość. Indywidualnej i społecznej. Dobrostan naszych odczuć, jakość relacji, trwałość integracji i głębia więzi, wszystko to jest najlepszym weryfikatorem światopoglądu. Chyba, że jak napisałem za nic ma się wertykalny rozwój swojej osobowości i przynależności do wspólnoty ludzkiej.

   Prawda i Miłość, od których wszystko wzięło swój początek są najważniejszymi wartościami. Świadomość ich znaczenia wzrasta wraz ze wzrostem estymy dla prawdomówności i autentyczności zachowań. Darząc estymą uczciwość sprawimy, że Duch Boży sam wyjdzie nam na spotkanie nawet gdy nie będziemy nazbyt religijni. Jeżeli interesuje Cię nawiązanie z Nim relacji nie musisz padać przed Nim na kolana. Jest na to bardziej odpowiedni sposób. Zacznij prowadzić życie według dziesięciu przykazań.  O ile autentycznie będą miały one przełożenie na Twoją postawę, z całą pewnością odrodzisz w sobie duchową tożsamość, odmienisz całe życie. Proces nawrócenia rozpoczyna się od podjęcia decyzji i konsekwentnego zaangażowania na drodze adaptacji tego elementarnego prawa moralnego. Dzięki niemu nabywamy cały pakiet stałych zasad porządkujących sposób bycia. Takim punktem zwrotnym dla chrześcijan jest akt chrztu, który jest ściśle związany z przyjęciem i rozwojem osobowości. Konkretne imię inicjuje jej formowanie poczynając od duchowego poziomu. Takie znaczenie i rzeczywiste oddziaływanie ma chrzest  w Ojca, Syna i Ducha świętego.

   Dobrze osadzona duchowa tożsamość stanowi konstytucjonalny trzon naszego człowieczeństwa. Racją stanu jest, by wartości na jakich się to odbywa były jasno określone. Kakofonia przekonań zawsze prowadzi do wewnętrznego rozbicia, z którego nic pozytywnego wyniknąć nie może.  Życie w chaosie przynosi wielką szkodę indywidualnemu dobrostanowi. Pozbawia nas poczucia bezpieczeństwa, którego deficyt jest powszechnym dzisiaj zjawiskiem.

   Duchowa tożsamość, to w pierwszej kolejności samookreślenie się i świadome trwanie w wyborze. Rozwijanie w sobie odczucia wiary w istnienie uniwersalnej rzeczywistości, w której podstawą jest Miłość. Wiara rozwija się z czytania Słowa Bożego. Ono powoduje jej ożywianie. Jednak sama lektura nie wystarczy. Skuteczny jej wzrost jest wynikiem odczuwania własnej przemiany czy doświadczania pozytywnych zwrotów w swoim życiu. Na pewno pogłębia ją prospołeczne zaangażowanie. Gdy jednak ugrzęźniemy w jakiejś formie religijnego jej przejawiania, bez przełożenia na uniwersalną rzeczywistość, będzie to oznaczało, iż coś poszło nie tak. Przynajmniej w moim życiu tak było. Dlatego dzisiaj nie znoszę jakiegokolwiek przejawu religijnego szowinizmu. W moim odczuciu wszystkie mi znane związki wyznaniowe mają przekonanie, iż one są jedynymi depozytariuszami Prawdy, zatem przynależność do nich jest w domyśle obowiązkowa. Osobiście przekonałem się, że są to mocno naciągane przekonania. Jednak musiałem przejść bardzo nieprzyjemny proces psychologicznego oczyszczenia z lęków związanych z porzucaniem takowych i tym podobnych przeświadczeń. Dzisiaj wiem, że przełożeniem autentyczności duchowej jest sposób naszego bycia. Owszem tworzenie wspólnoty ludzi niosących to samo przesłanie w sercu z chrześcijańskiej perspektywy jest bardzo ważne. Spotykanie się w gronie osób w celu nawiązania głębszych więzi z naszym Ojcem jest naturalne i przez niego oczekiwane. Wręcz zachęca nas do tego w Ewangeliach. Jednak nie musi to być sformalizowana prawnie czy instytucjonalnie grupa czy wspólnota. Wystarczy moim zdaniem wpleść taką praktykę w rodzinną, prozaiczną rzeczywistość.

   Osobiście tworzę taką ze swoją żoną, z którą mamy zbliżone wartości co wyrażamy wspólną modlitwą. Co rano rozpoczynamy ją wspólną lekturą Ewangelii. Przynosi nam to wiele błogosławieństwa na co dzień, co oboje niezależnie potwierdzamy. Czas w którym się na to zdecydowaliśmy był punktem zwrotnym w naszym życiu. Zaczęliśmy oboje wychodzić z dramatycznych stanów oraz okoliczności życia, które niemal całkowicie rujnowały naszą egzystencję. Nasz obecny, trwający od lat dobrostan psychiczny postrzegamy w kategorii cudu. Nigdy nie doświadczaliśmy takiej stabilności wzajemnych więzi. Ów stan jest naszą opoką, niemal pewnikiem. Na każdym kroku doznajemy powodzenia we wszystkich swoich przedsięwzięciach, w tym budowie własnego domu. Wszystkie pozytywne przejawy naszej religijności utwierdzają naszą tożsamość w Ojcu. Każda wspólnota, czy to narodowa czy chociażby rodzinna oparta na takiej tożsamości zapewne doświadczyłaby podobnego błogosławieństwa i trwała w poczuciu szczerych więzi. Chyba dla każdego z nas jest to kusząca perspektywa, szczególnie w dzisiejszych, apokaliptycznych czasach.

  Niestety rzeczywistość jest zgoła odmienna. Wszyscy potrzebujemy obecnie jakiegoś wsparcia. W sytuacjach wewnętrznych czy zewnętrznych konfliktów, osobistych dramatów, w poczuciu zranienia czy zagubienia. Jedynym rozwiązaniem na te wszystkie egzystencjalne bolączki jest osobiste, autentyczne i konkretne odbudowanie swojej duchowej tożsamości. Gdy zaczniemy dostrzegać pozytywne efekty wiary w Jezusa Chrystusa raz na zawsze pozostawimy za sobą poczucie egzystencjalnego zagubienia. Tak było w moim przypadku, dlatego jestem całkowicie pewny słuszności swoich twierdzeń. Sceptyków pragnę zapewnić, że nie jest to żadna subiektywna iluzja, efekt placebo ani żaden inny materialistyczny koncept. Zmiany osobowości czy egzystencjalnego stanu nie da się dokonać na podstawie złudnych, wyimaginowanych poglądów. Wielokrotnie miałem możliwość konfrontacji swojej postawy z kondycją psychiczną. Dzisiaj jeżeli miałbym wybrać jedyną wartość jaką musiałbym w życiu sobie pozostawić, byłaby to właśnie wiara. Konkretnie w Jezusa Chrystusa i Jego przesłanie prowadzące mnie osobiście do pełni życia. Istotą pogłębiania duchowej tożsamości była w moim przypadku Biblia, konkretnie Ewangelie. Szukałem też potwierdzeń w niezliczonych świadectwach, pochodzących z różnych denominacji chrześcijańskich. Bowiem jestem przekonany, że Jezus jest w każdej wspólnocie, która na Nim opiera swoją tożsamość. Nawet, jeżeli stanowi dwie lub trzy osoby. Szkoda tylko, że wiara nie pozbawia człowieka szowinistycznych tendencji wynikających z potrzeby dowartościowywania się swoją przynależnością do wspólnoty z Bogiem. Jest to wielki dramat w kontekście ewangelicznego przesłania. Osobiście jestem już wolny od odczuć, które wzbudzały u mnie antagonizmy w kwestii podziałów chrześcijaństwa. Tym bardziej w czasach, w których wartości oraz sama Prawda jest deptana przez rozpasany do gigantycznych rozmiarów ludzki egocentryzm, w których rozpad więzi osiągnął punkt krytyczny.

   Jako jedno z najbardziej przekonujących świadectw potwierdzających moje słowa polecam wspaniały film, którego bohaterami są członkowie chrześcijańskiej rodziny. Ich wiara została poddana wielkiej próbie, zapewne w celu oczyszczenia z szowinizmu właśnie i poszerzenia. Film jest doskonałym obrazem potwierdzającym fakt, że posiadając głęboko osadzoną tożsamość w Prawdzie, w naszym życiu będą działy się cuda. Nie zawsze tak spektakularne jak w filmie, aczkolwiek dla nas niezaprzeczalne i autentyczne. Tytuł filmu "Cud z nieba". Podaje link - https://www.cda.pl/video/175891770e