Teorii Dezintegracji Pozytywnej (TDP) określa zdrowie psychiczne jako zdolność do permanentnego rozwoju, nawet kosztem okresowego rozluźnienia wewnętrznej integralności. Większość nurtów w psychologii dąży do ustabilizowania akceptowalnego nastroju. W odróżnieniu do nich TDP zaleca adaptację okresowych kryzysów. Jeszcze inną cechą odróżniającą od pozostałych nurtów psychologicznych jest fakt, iż postuluje ona obligatoryjność egzystencjalnych dramatów, mają one bowiem ogromne znaczenie w kontekście moralno-społecznego rozwoju osobowości człowieka. Ignorancja lub próby świadomego wypierania tego procesu poprzez chociażby konformistyczne nastawienie do rzeczywistości skutkuje uszczerbkami na osobowości i stopniową utratą poczucia tożsamości a nawet sensu własnego istnienia.
Bycie zdrowym w świetle TDP nie oznacza braku przeżywania negatywnych stanów świadomości lecz posiadanie kompetencji do zarządzania wewnętrznymi kryzysami i konsekwentne podejmowanie się tego wyzwania. Takie kompetencje osobowość wykształca poprzez życiowe doświadczenie przy jednoczesnym wdrażaniu uniwersalnych wartości. Rozwój bowiem w rozumieniu TDP jest procesem wertykalnym, czyli otwierający człowieka na coraz wyższy wymiar egzystencji. Realizacja egocentrycznych celów nie zalicza się do wyżej nakreślonego pojęcia rozwoju. Tutaj oznacza przekraczania osobistych ograniczeń, co musi się wiązać z kryzysami. Kryzysy i konflikty mają (według TDP) w naturalny sposób ukazać osobowościowe deficyty i oczyścić przedpole dla trwale zintegrowanej osobowości. Wyzwania i dramaty eksponują pierwotne, egocentryczne cechy, które powinny ulec dezintegracji i przynieść w dalszej kolejności pozytywny skutek. Egzystencjalne trudy uruchamiają naturalne procesy dezintegracyjne, o ile zdołają przezwyciężyć egocentryczne, pierwotne instynkty i mechanizmy obronne. Uruchamiają się one w sytuacjach, gdy czujemy się zagrożeni, gdy nasze znaczenie jest pomniejszane przez okoliczności czy inne osoby, gdy nasza pycha jest zraniona. Nie jest łatwo przejść ponad tym wszystkim osobom zintegrowanym na pierwotnym poziomie. Na wyższych poziomach przychodzi to znacznie łatwiej, gdyż reintegracja odbywa się coraz bardziej świadomie. Dochodzi tu do dobrowolnego poddania się temu procesowi, który przy wytrwałym zaangażowaniu kończy się integracją w pełni ukształtowanej osobowości.
Na czym owo zaangażowanie polega. Otóż są to okresy naszego życia, w których poddajemy naszą egzystencję wnikliwej weryfikacji, retrospekcji, podczas których sięgamy do uniwersalnych wzorców postępowania i wartości. Również pogłębianie wiedzy może pomóc w ukierunkowaniu własnego życia oraz pomóc wypracować lepsze sposoby reakcji na pojawiające się okoliczności czy zjawiska. Jednak najbardziej pomocne na drodze naszego rozwoju jest dotarcie do naszej prawdziwej, duchowej tożsamości. By nie być nazbyt enigmatycznym napiszę wprost, iż jest nią odczuwanie "żywej" wiary w Jezusa Chrystusa. To odczucie było moim największym sprzymierzeńcem na drodze osobistej przemiany. Nikt nie jest bardziej kompetentny od Niego w przeprowadzeniu tak pojedynczego człowieka jak i całej ludzkości przez kręte drogi własnego rozwoju. Osobiście pozbyłem się co do tego złudzeń na przestrzeni dekad błądzenia i szukania innych alternatywnych dróg. Dzisiaj stwierdzam z całym przekonaniem, że takowych nie ma.
Tym co weryfikowało mój światopogląd była prozaiczna codzienność, którą określają takie czynniki jak sposób naszych reakcji, umiejętność radzenia sobie z prozą dnia, podejście do obowiązków, prowadzenie relacji. Dysfunkcyjny światopogląd zawsze jakimś zakresie wypacza zarządzania życiem a nierzadko skutkuje utratą poczucia tożsamości. Powyższe zagadnienia są tematem przewodnim TDP, która pozwala mentalnie spiąć wszystkie zjawiska życia nie wyłączając tych kojarzonych pejoratywnie i wskazać ich rolę w kontekście procesów rozwojowych ludzkości. Stanowi ona niemal egzystencjalną instrukcję obsługi, dzięki której możemy nabyć umiejętności zarządzania rzeczywistością i rozpoznawania własnych dysfunkcji w celu podjęcia autoterapii. Definicja zdrowia psychicznego różni się tu znacznie od tej podanej przez WHO, gdzie jest ono przypisane ściśle do stabilnego nastroju pozwalającego na odczuwanie egzystencjalnego dobrostanu. Zaznaczyć należy, że można do tak rozumianego zdrowia psychicznego zaliczyć egocentryczne samozadowolenie, które w obecnych czasach jest kojarzone jako ukoronowanie tegoż dobrostanu. Według TDP żadne egocentryczne zasoby ani poczucie samozadowolenia nie uchroni człowieka przed naturalnymi zjawiskami dezintegrującymi. Dzieje się tak do czasu, aż doprowadzą one człowieka do rozwoju autonomicznej osobowości, posiadającej poczucie duchowych i społecznych więzi. Owocem autentycznego rozwoju powinna być zatem zmiana sposobu bycia i wzniesienie relacji na zupełnie nowy poziom. Podobnie postuluje się w chrześcijaństwie od dwóch tysięcy lat. Ludzkość jak widać pozostaje głucha na to wyzwanie. Woli trwać w egocentrycznych mrzonkach i stanie samozadowolenia. Wszystko co dotyczy egocentrycznego spełnienia stanowi jedynie rozwój fazowy czyli odbywającego się na jednym poziomie integracji pierwotnej, na którym egocentryzm jest najważniejszym czynnikiem integrującym naszą osobowość. Rozwój w rozumieniu TDP zaczyna się wówczas, gdy frustracje i konflikty pierwotnej egzystencji wyzwalają mechanizmy dezintegracyjne (dla egocentryzmu), stwarzając przestrzeń dla doskonalszych form zorganizowania oraz uniwersalnych wartości. Przezwyciężanie własnej, niżej klasyfikowanej społecznie tożsamości oznacza wejście na drogę wielopoziomowego rozwoju. Większość obecnych nurtów psychologicznych stara się ustabilizować poczucie tożsamość i dobry nastrój na pierwotnym poziomie. Głównym ich celem jest przywrócenie człowieka do stanu, który zna i się z nim utożsamia. Najczęściej jest to egocentryczny model funkcjonowania, czyli powszechnie dzisiaj akceptowalny.
TDP wytycza przed człowiekiem nowe horyzonty, ukazuje przyczyny egzystencjalnych frustracji wynikających z rozwojowych zastojów oraz wyjaśnia powód dla którego dramaty dotykają człowieka. Dzięki uzyskaniu tak pogłębionej świadomości życia łatwiej przychodzi nam poddawanie się jego procesom, które mają doprowadzić do przemiany osobowości. Jest to obligatoryjny proces wynikający z faktu istnienia świadomego bytu. Zatem odbywa się bez naszej woli, chociaż przy świadomej współpracy jego przebieg jest znacznie mniej frustrujący. Przed obligatoryjnością rozwoju nie sposób uciec czy obwarować się. Takie wysiłki powodują jedynie odwleczenie w czasie jeszcze głębszych kryzysów, które dopadną nas ze zdwojoną siłą. Życie nie jest pozbawionym sensu zjawiskiem, ani tym bardziej bezcelowym. Konfrontacja z cierpieniem czy dramatyczną rzeczywistością ma nam to ciągle uświadamiać i skłonić do zmiany jego postrzegania i doń nastawienia. Startujemy z pozycji egocentrycznej by wznosić się na poziom coraz doskonalszych relacji. Nie da się tego dokonać inaczej, jak poprzez destrukcję egocentrycznych struktur osobowości, które są głównym powodem osobistych i globalnych kryzysów. Zatem miast promować egocentryzm powinno się uczyć ludzkość zarządzania kryzysami czyli okresowymi nerwicami, poczuciem zagubienia, wewnętrznej dezorientacji. Konieczne jest uświadomienie, że wspomniane stany służą jakiemuś celowi a nie są jedynie wynikiem życiowej ignorancji. Należy jasno wytyczać cel, którym jest wyniesieniu naszej osobowości do poziomu egzystencji na którym wszystko opiera się o Miłość.
W założeniu prof. Dąbrowskiego terapia z udziałem osób trzecich konieczna jest tylko w przypadkach ciężkich psychoz tudzież trwałych zaburzeń percepcji rzeczywistości. Okresowe nerwice, przejściowe depresje, stany dyskomfortu natomiast klasyfikuje on do naturalnych, egzystencjalnych zjawisk będących oznakami zachodzących w nas przemian osobowościowych. Na podstawie trudnych doświadczeń przewartościowujemy sposób bycia. Stopniowo asymilujemy się do nowej tożsamości. Zdolność do naturalnej autoterapii poprzez prawidłową adaptację wyżej wspomnianych wyzwań jest według profesora prawdziwym wyznacznikiem zdrowia psychicznego na elementarnym poziomie. O jej skuteczności w największej mierze decyduje zdolność do rozpoznawania i powściągania swojego egocentryzmu. Jego cechą charakterystyczną jest silna potrzeba samowystarczalności w celu odizolowanego społecznie funkcjonowania. Większość z nas ma problem z dostrzeżeniem w sobie destrukcyjności tej tendencji. Jest jednak na to bardzo prosty sposób. Wystarczy podjąć się aktywności, które ewidentnie nie mają nic wspólnego z egocentryzmem i obserwować nasz oportunizm oraz myśli czy odczucia jakie się wówczas ujawniają. Na przykład regularnie i bez ostentacji (to ważne) udzielajmy z własnych zasobów np. finansowych naprawdę drobną kwotę na rzecz potrzebujących, a szybko wzbudzi się opór naszego egocentryzmu. Obserwacja reakcji własnej natury w obliczu szerzenia dobra jest najlepszym sposobem na wypracowanie w sobie tzw. czynnika trzeciego naszej osobowości, z perspektywy którego będziemy mogli przeprowadzić zachodzące w nas procesy reintegracji osobowości. Konieczność zaistnienia takowego czynnika postuluje prof. Dąbrowski co ja osobiście potwierdzam poprzez własne doświadczenie. Nie możemy bowiem konstruktywnie poddać się procesom dezintegracyjnych gdy w stu procentach nasza tożsamość opiera się na egocentrycznym postrzeganiu rzeczywistości. Mielibyśmy wówczas wrażenie totalnej anihilacji. Musimy wnieść do swojej tożsamości nowy element, z którym się utożsamimy. Stać się obserwatorem zachodzących w nas przemian. Na tym polu pracy nad osobowością elementarne kompetencje wypracowałem dzięki duchowemu zaangażowaniu i przyjęcie chrześcijańskich wartości. Osobiście uważam, że żadna z terapii nie jest w stanie uwolnić nas od egocentryzmu nawet ta według TDP bez duchowego wsparcia z zewnątrz.
Autoterapia w nurcie TDP jest przyzwoleniem na wychodzeniem ze swoiście odczuwanej strefy komfortu, porzucaniem nadmiernej asekuracji czy zapobiegliwości, których podłożem są egocentryczne lęki czy fobie. Dodam, że innych nie ma. Taką postawę postuluje Jezus Chrystus w swoim nauczaniu. Ponadto oferuje On swoje wsparcie, asystę Ducha Świętego. Bez żywej wiary w opatrznościową opiekę nad swoim życiem raczej nie pozwolimy sobie na chociażby minimalny uszczerbek dla swojej egocentrycznej natury. Wówczas nasz rozwój będzie znacznie ograniczony. Wszystko co nas spotyka w życiu jest wynikiem naszych reakcji i wyborów. Gdy jesteśmy w jakikolwiek sposób poranieni, jakieś doświadczenia przerosły naszą psychiczną masę krytyczną, zwijamy się w sobie przy każdych traumatycznych okolicznościach. Jednak opór egocentryzmu przed otwarciem się na pomoc z zewnątrz jest niezwykle silny. Dzieje się tak, gdyż poddanie się pod zależność innych jest wbrew jego naturze.
Nasz los "zapisany" jest w emocjach, które odczuwamy i wzbudzamy u innych. Im nasza emocjonalność jest bardziej nacechowana niskimi przejawami, tym trudniejsze czekają nas okoliczności do przeżycia. Są takimi do czasu, kiedy trwale zmienimy sposób reakcji i nastawienie do otaczającej nas rzeczywistości. Gdy doświadczamy nadmiaru ciężkich przeżyć nierzadko przyjmujemy wycofaną postawę, nie pozwalamy "wypłynąć" swoim emocjom, a przecież one są trwale z nami zintegrowane. Stanowią produkt naszej własnej świadomości. Im emocje są niższych lotów tym bardziej natarczywie chcą się ukazywać, jak nie bezpośrednio to poprzez doświadczane zjawiska i okoliczności. Walka z nimi pochłania ogromne zasoby energii psychicznej. Skuteczna terapia zaczyna się w chwili, gdy uświadomimy sobie, że tak naprawdę to są tylko emocje, ze strony których nic nam nie grozi jeżeli im nie ulegniemy. Tym co nam na pewno zaszkodzi to ich wyparcie lub adekwatna im reakcja. Taka postawa pogłębia toksyczny charakter naszej osobowości. Niestety jest to masowe zjawisko, gdyż w obecnym stanie świadomości społeczeństwa wyparcie lub walka są najczęstszymi sposobami radzenia sobie z trudnymi emocjami. Stajemy się sobie wrodzy, wyalienowani i agresywni wobec siebie. Oczywiście wzajemnie obarczamy się winą za własne frustracje.
W zasadzie poza ignorancją nic nie stoi na przeszkodzie, by podjąć się wyzwania samowychowania. Na pewno życie zgodne z nurtem Dezintegracji Pozytywnej jest dobrym rozwiązaniem dla nas wszystkich. Wraz z akceptacją i twórczym wykorzystaniem trudów egzystencji rośnie szansa na rozwiązanie wszystkich egzystencjalnych bolączek raz na zawsze. Aczkolwiek nie chodzi mi o nawoływanie do masochizmu. Skuteczność pracy nad sobą wzrasta wraz z postawą otwarcia się na życie, tak jego pozytywnych przejawów jak i wymagających. Jednak bez szukania kolokwialnie mówiąc kłopotów czy guza. Życie ma dosyć własnych wyzwań wynikających z prozy dnia codziennego. Wszystkie stany są adekwatne do naszej kondycji duchowej, emocjonalności czy sposobu bycia. Ważne jest by nie wypierać swoich odczuć do podświadomości, a od tych przyjemnych się nie uzależniać. Odpowiednio przez nas zaadaptowane odczucia stają się częścią naszej osobowości, integrują naszą tożsamość. Te trudne, kojarzone pejoratywnie też mają swoją rolę do wykonania. Dokonują naszej reintegracji. Zatem powtórzę to raz jeszcze. Jedne i drugie mają swoją rolę do odegrania. Gdy tkwią w podświadomości powodują jedynie huśtawkę nastrojów. Pozostają nam dwie drogi. Trwanie w matni jaką sobie zgotowaliśmy, albo świadoma adaptacja pojawiających się okoliczności życia, które zawsze są adekwatne do naszego stanu. Są jedyną drogą powrotu do egzystencjalnej normalności. Innymi słowy jest nią przyzwolenie na pojawianie się w naszej świadomości niechcianych dotychczas odczuć, i retrospektywne podejście do samych siebie, ujrzenie się w całej prawdzie. Ma to na celu otwarcie szafy poupychanej niepotrzebnymi ubraniami i zrobienie w niej porządku. Potrzebna jest do tego zmiana nastawienia do siebie i rzeczywistości. Swoją toksyczną egzystencją wywołujemy wiele przykrych interakcji u innych. Przyznanie się do tego przed samym sobą oraz innymi jest krokiem milowym we własnym rozwoju. W przeciwnym razie nasza autoterapia okaże się płonnym wysiłkiem. Pamiętajmy, że nie jesteśmy sami na tym świecie i możemy zawsze otworzyć się na wsparcie innych. O tym raczej nie usłyszycie we współczesnych gabinetach psychoterapeutycznych, w których również panują trendy i mody. Pisze o tym znany w Stanach Zjednoczonych psychoterapeuta Joshua Coleman w swoje książce pod tytułem "Dom, którego nie ma". Według niego obecnie panuje moda na utwierdzaniu pacjentów, że ich własny dobrostan jest nadrzędną wartością. Zatem wszystko co wywołuje w nas negatywne emocje, nie wyłączając relacji z rodzicami, powinno zostać z naszego życia usunięte. Panuje wręcz plaga wyobcowania rodzinnego, wywołująca u rodziców ogrom cierpienia, które w pewnym zakresie znam z autopsji. Wielu z nich naprawdę sobie zasłużyło na taki los, aczkolwiek nie wszyscy są zdolni do autorefleksji, do krytycznego spojrzenia na siebie. Absolutnie proces dezintegracji pozytywnej nie powinien odbywać się na podstawie definitywnego zrywania więzi, albo zaniechania ich reanimacji. Rodzina, przyjaźnie są tymi środowiskami, które jako jedyne uczą nas budowania i tworzenia relacji zdolnych do przetrwania wszystkich przeciwności losu. Są nienaruszalnym fundamentem naszej integracji. Jest nim wszystko co wynika z natury Miłości, do której powinniśmy aspirować. Owszem nawet w rodzinie niezbędna jest umiejętność stawiania granic, bo każdy ma prawo do stworzenia jakiegoś aspektu tożsamości według własnych kryteriów. Jednak nie powinny to być zasieki nie do przebycia. Dialog, nawet w resztkowej czy ułomnej formie zawsze powinien być podtrzymywany jako źródło nadziei na poprawę. Rozumiem jednak, że w świecie zainfekowanym plagą egocentryzmu, nikt nie przejmuje się już rodziną. Szkodę ponosi również ta instytucja będąca zarodkiem kompetencji społecznych. Egocentryzm nie zna bowiem żadnych ograniczeń i zniszczy wszystko co stanowi piękno w ludzkości. Wypieramy się wszystkiego co wywołuje w nas najmniejszy dyskomfort, bo staliśmy się egzystencjalnymi słabeuszami, niezahartowanymi w boju dezerterami. Jednak mało skłonni jesteśmy do wyparcia się tendencji egocentrycznych. Taka postawa jest wynikiem zbytnim oddaleniem się od wartości wynikających z Miłości. Ignorowanie własnej nędzy, uciekania od prawdy o sobie, aktywizm tudzież pracoholizm wszystko to ma zagłuszyć w nas egzystencjalną pustkę. Nierzadko połączone jest to ze stosowaniem środków psychoaktywnych w celu totalnego zagłuszenia świadomości własnej nędzy. Wszystko po to, by stworzyć w sobie iluzję integracji osobowościowej i ocalić w ten patologiczny sposób ulotną jak mgła strefę komfortu. W ten prozaiczny sposób trwonimy psychologiczne zasoby energii na walkę z własnymi demonami. Wyczerpując jej zasoby stajemy się skłonni do zachowań przestępczych, neurotycznych, do popadania w psychotyczną rzeczywistość i stopniową utratę świadomości swojego stanu. Tak powstaje między innymi depresja, czyli stan całkowitej utraty życiowej energii, która o zgrozo również staje się swoistą strefą komfortu. Jakakolwiek zmiana tego oswojonego z czasem stanu na lepsze zakłóca mgliste poczucie bezpieczeństwa co oddala nas od jakiejkolwiek aktywności i przykuwa do łóżka w ciemnym pokoju. Wówczas podjęcie jakichkolwiek działań w celu wyrwania się z tego stanu graniczy niemal z cudem. Strefa komfortu to inaczej ujmując przyzwyczajenie się, oswojenie z konkretnym aspektem subiektywnej rzeczywistości. Zabezpieczeniem przed nadmiernym jej zawężaniem jest przyjęcie aktywnej życiowej postawy, otwartej na stawianie czoła małym codziennym wyzwaniom. Taki sposób bycia sprzyja poszerzaniu naszej świadomości, odkrycia w sobie wszystkiego co stanowi nasze ja i kształtuje naszą rzeczywistość. Warto nabyć przy tym umiejętności akceptacji, powściągania tendencji do osądu i zdolności do wybaczania. Te wartości dokonują w nas psychologicznego i osobowościowego przeskoku. Te duchowe postawy są nieodzownym czynnikiem gwarantujący sukces w najgłębszym znaczeniu tego słowa. Ich brak jest niestety powszechny w świecie opanowanym przez kult egocentryzmu, co niestety wywołuje plagę konfliktów, rozpadu relacji i psychoz. Są one owocem naszego oporu, ignorancji i totalnego unikania wszystkiego co stawia nasz egocentryzm w obliczu najmniejszego dyskomfortu. Potrzebą czasów jest zatem przywrócenie w społeczeństwie bezwarunkowego szacunku do duchowych wartości. Edukacja w tym zakresie jest potrzebą chwili. Należy przedefiniować pojęcie życiowego sukcesu i dobrostanu egzystencjalnego obecnie ściśle przyporządkowanego egocentrycznemu zadowoleniu. Sukces jest powszechnie dzisiaj kojarzony z poczuciem samozadowolenia. Niestety jego silne powiązanie z dostępem do zasobów materialnych napędza całą masę niepotrzebnych aktywności i rujnuje środowisko. W nurcie Dezintegracji Pozytywnej jest natomiast mierzony w kontekście rozwoju własnej osobowości. Posiadanie osobowości zdolnej do prospołecznych relacji i trwałych więzi jest ukoronowaniem życiowych wysiłków, otwiera nas bowiem na moc niewyczerpanego potencjału Miłości. Ona jest naturalnym środowiskiem sprzyjającym naszej psychice, która może czerpać z niej energię do życia adekwatnie względem potrzeb. Chęć trwania w Niej bez aktywnego zaangażowania w relacje, w budowanie więzi i działalność społeczną jest mrzonką. Tracimy dostęp do tego źródła jak tylko rozbudzimy w sobie jakąkolwiek egocentryczną tendencję czy pragnienie. Wielu w tym momencie zapewne chętnie porzuciło by dotychczasowy styl bycia dla osiągnięcia wspomnianego dobrostanu. Niestety dla egocentryzmu nie jest to takie proste. Miłość jest odczuwana przez egocentryczną świadomość jako obce środowisko i jakakolwiek próba działania w jej duchu wzbudza ogromny opór. Działanie w Duchu Miłości jest niestety dla niego niemożliwe, gdyż zaprzecza jego istocie. Musi on ulec stopniowej dezintegracji, po prostu poddać się, złożyć samego siebie w ofierze na podobieństwo przykładu samego Jezusa Chrystusa. Bez obaw, nie znikniemy niczym kamfora, gdyż tak naprawdę mamy w sobie duchowy potencjał. Po drugie nikt nie wymaga od nas aż tak skrajnego poświęcenia. Osobiście zalecam metodę małych kroków, czyli minimalnych aktów Miłości w stosunku do naszego stanu. Swoistej kroplówki, którą stanowią drobne, bezinteresowne gesty, mała aczkolwiek skryta pomoc finansowa, krótki post, wyrzeczenie się przyjemności, codzienna praca wykonywana z zaangażowaniem czyli rzetelnie. Chcecie poczuć czym jest egocentryzm ? Wpłacajcie chociażby chociażby jeden złoty codziennie na wybrany przez siebie cel. Obserwujcie w tym czasie swoje odczucia i reakcje, notujcie w pamięci zaniechania czy też tok myślenia do niego skłaniający. "Nie stać cię, co ty robisz, uwierzyłeś mu ?" Każdy, kto zechce zastosować tą metodę przekona się jak wielkim wyzwaniem dla egocentryzmu jest najmniejszy bezinteresowny gest. Zatem sami będziemy zasiewać w sobie wątpliwości, wzbudzać niechęć, uzasadniać na wszelkie sposoby porzucenie tej drogi. Nie ma wroga poza nami, sami stanowimy dla siebie największe wyzwanie w drodze ku Miłości. Dlatego niestety musimy przejść drogę dezintegracji, która oznacza głównie okresy silnego dyskomfortu psychicznego. Czasem trudnego do zniesienia, aczkolwiek nigdy świadome działanie w intencji własnego rozwoju nie stanowi zagrożenia dla naszego zdrowia psychicznego. Wręcz przeciwnie, jego stan stopniowo ulegnie polepszeniu. Oznaką tego będzie coraz bardziej stabilny nastrój, utrzymujący się niezależnie od szeroko rozumianej rzeczywistości. Stopniowo zaczniemy odzyskiwać poczucie mocy sprawczej, dobrze pojętej kontroli nad własnym życiem. Warto pójść drogą pod górę, gdyż na szczycie życie w naturalny sposób wynagrodzi nam wysiłek doskonalenia się w człowieczeństwie. Doznamy wówczas bez wątpienia odczucia błogosławieństwa objawiającego się w pojawianiu się sprzyjających nam okoliczności życia. Dla egocentryzmu jest to nieosiągalne doświadczenie. Gdy to będzie następować, łatwo zrozumiemy o co mi chodzi. Dezintegracja Pozytywna to terapia holistyczna obejmująca całość naszego jestestwa. W dodatku całkowicie darmowa, gdyż nie potrzebujemy drogich, często rujnujących nasze budżety sesji w gabinecie terapeutycznym, które łagodzą objawy ale nie leczą przyczyny. Stanowi ją EGOCENTRYZM co będę powtarzał do znudzenia. Rzeczywistość w naturalny sposób uwidoczni nam, nad czym powinniśmy pracować stawiając nas w adekwatnych dla każdego sytuacjach, które powinniśmy przepracować. Co znaczy przepracować ? Przeżyć je w poczuciu akceptacji i zrozumienia, bez wzbudzania w sobie pogardy, złości czy chęci wyparcia tych okoliczności ze swojej świadomości. Otwórzmy się raczej na przebaczenie sobie wszystkich błędów i zaniechań. Zróbmy to również w stosunku do innych. Wiem, to jest niemożliwe dla człowieka. Aczkolwiek nie niemożliwe w ogóle. Czyli istnieje jakiś czynnik, który w tym pomaga. Zatem co stoi na przeszkodzie by się po prostu nań otworzyć ? Bez tego skuteczność naszej terapii będzie znikoma. Mało kto jednak jest świadomy tak przedstawionej terapeutycznej postawy życiowej. Dlatego tak niewielu idzie tą drogą. Warto zatem na początku poznać założenia teorii Dezintegracji Pozytywnej, zapoznać się z podstawową wiedzą na temat prawidłowych postaw i uwarunkowań psychologicznych człowieka. Osobiście uważam, że trzeba jednocześnie zaadaptować moralny system wartości. Pisząc moralny mam na myśli jej pro społeczny charakter. Dla mnie osobiście światopogląd chrześcijański stanowi Konstytucję Życia, która nie ma sobie równych w zakresie unormowania postawy życiowej. Chrześcijaństwo jest całkowicie zbieżne z tezami omawianej teorii. Rzeczywistość duchowa stanowi od zawsze moje realne źródło życia oraz inspiracji. Nawet to co piszę, robię pod wyraźnym natchnieniem tegoż źródła. Wartości jakie czerpię z Ewangelii zdecydowały o trwałym i głębokim wzroście mojego człowieczeństwa. Bez przyjęcia których może nastąpić co najwyżej rozrost naszego egocentryzmu, czasami aż do granic absolutu. Samospełnianie się dla uzyskania samozadowolenia z siebie jest w dzisiejszych czasach o zgrozo postrzegane jako coś pozytywnego, godnego naśladowania. Dziś podstawowym kryterium rozwoju stało się zwiększanie zakresu własnych wpływów na otoczenie, zasobów materialnych. Wszytko to uwielbia nasz egocentryzm. Jest to droga donikąd, bowiem wszelkie formy tak pojmowanego pseudo życia dające nam poczucie samozadowolenia w końcowym efekcie zostają zwieńczone odczuciem wewnętrznej pustki. Prawdziwy rozwój człowieczeństwa przenigdy nie jest dla egocentryzmu przyjemnym procesem. Gdyż to on właśnie musi ulec dezintegracji, bowiem jego istnienie uniemożliwia nam funkcjonowanie w środowisku Miłości. Zbytni jego rozrost w skrajnych przypadkach prowadzi do rozpadu wszelkich więzi i uniemożliwia jakiekolwiek funkcjonowanie w relacjach. Egocentryzm całkowicie blokuje wzrost człowieczeństwa, gdyż głównym czynnikiem stymulującym wrażliwość emocjonalną są kryzysy psychiczne, których on nie znosi. Z egocentrycznego punktu widzenia powyższa prawda brzmi absurdalnie, wręcz odstręczająco. Jednak nie dla kogoś kto szczerze i z pokorą poszukuje prawdy o sobie. Gdy wejdziemy na drogę rozwoju, pomimo nieuniknionych porażek jakich doświadczymy, paradoksalnie będziemy posiadać coraz silniejsze poczucie tożsamości i sensu życia. Nasze upadki czy porażki nie wykluczą nas ze wspólnoty Miłości, chyba że sami się wykluczymy poprzez egzystencjalne "samozaoranie". Mamy prawo błądzić. Niepowodzenia są zamierzonym i przejściowym etapem życia, a nade wszystko idealnym środowiskiem dla autentycznego rozwoju tego co w nas jest najistotniejsze, postawy pokory będącej przeciwieństwem pychy i egocentryzmu. Zrozumienie tej prawdy pozwoli na przyjęcie wspomnianej wyżej postawy zaufania do życia i jego przebiegu. Raz na zawsze uwolnimy się od przekonania bycia życiowym nieudacznikiem. W zasadzie nic więcej nie potrzeba na początek do wzbudzenia w sobie poczucia psychicznej ulgi. Idąc drogą prawdziwego rozwoju pamiętajmy, iż szczegółowa wiedza w okresach kryzysowych i tak na nic się nie zdaje, wprowadza jedynie zamęt. Dla wielu jej zdobywanie jest jednak ucieczką w pseudo rozwój, byle jak najdalej od podejmowania konkretnego wysiłku na rzecz autentycznego wzrostu. W prawdziwym rozwoju liczy się postawa względem rzeczywistości, sposób reakcji na spotykające nas okoliczności. Powyższe stanowi klucz do sukcesu w autoterapii. Tylko akceptacja egzystencjalnych trudów doprowadzi nas do uzdrowienia i uwolni pełnię naszego ludzkiego potencjału.