Transcendencja, czyli pragnienie przekroczenia granic materialnego świata, od zawsze była ściśle związana z rozwojem ludzkości. Nieustającą motywacją do poszukiwań metafizycznych było głęboko zakorzenione w człowieku pragnienie zrozumienia istoty istnienia i pokonania lęku przed śmiercią. Wraz z rozwojem cywilizacji oraz ewolucją systemów wartości, koncepcja transcendencji nabrała coraz głębszego znaczenia. Jednak jakie jest jej prawdziwe znaczenie dla tożsamości człowieka? Czy wiara w światy duchowe ma jeszcze aktualne znaczenie w społeczeństwie zdominowanym przez racjonalność i technologiczny postęp?
Wraz z rozwojem ludzkości ewoluowała sfera wierzeń. Od stopniowo bardzo prymitywnych form kultywowania zjawisk przyrodniczych, poprzez ustanawianie lokalnych bożków, by wreszcie posiąść zdolność rozumienia uniwersalnych systemów moralnych. Bez względu na stopień rozwoju, zawsze motywacją do kultywowania sfery duchowej było głęboko zakorzenione w człowieku pragnienie przekroczenia progu śmierci. W prymitywnym i bezwzględnym świecie dawało to namiastkę poczucia sensu istnienia i egzystencjalnego bezpieczeństwa. Jest tak zresztą do dzisiaj.
Wokół pragnienia nieśmiertelności narosło wiele religii i kultur, a z czasem systemów politycznych. Intuicyjne wyczucie transcendencji pociągało do szukania sposobów na wykraczanie poza materialną percepcję. Wspólnotowe praktykowanie różnych form religijnych rytuałów integrowało społeczności lokalne. Z oczywistych ograniczeń ludzkość nie była w stanie uświadomić sobie uniwersalnej prawdy, ani nawet poddać ją pod refleksję. Prawdziwa wartość transcendencji objawiła się ludzkości wraz z nabyciem wyżej opisanej kompetencji, co zapewne zadecydowało o objawieniu się samej Miłości w osobie Jezusa Chrystusa. Wszyscy wiemy z Ewangelii ile trudności nastręczało ówczesnym elitom, by w pełni zrozumieć i zaakceptować Jego przesłanie. Wiedział, że poniesie tego dramatyczne konsekwencje od samego początku swojej misji. Aczkolwiek ziarno Prawdy zostało zasiane i z całą pewnością przyniesie plon.
Aczkolwiek przesłanie Jezusa nie było jedynym, a nawet pierwszą wzmianką o życiu w zaświatach. Ludzkość poszukiwała bowiem prawdy na swój własny sposób, zgodnie z lokalnymi uwarunkowaniami kulturowymi. Z czasem owe idee nabierały coraz bardziej wysublimowanego charakteru, aż do czasu, gdy ich nośnikiem stało się pismo. Wówczas wyewoluowały do złożonych konceptów filozoficznych. Jednak stawały się również bardziej podatne na kreatywność ludzkiej imaginacji.
Aż nadeszły czasy oświecenia i umysł zaczął brać górę nad sferą odczuć oraz intuicji. Ludzkość zracjonalizowała rzeczywistość, wrzucając wszystkie koncepty filozoficzne do jednego worka ignorancji. Postęp cywilizacyjny stał się wyznacznikiem rozwoju ludzkości, a sfera duchowa została zmarginalizowana jako nieracjonalna.
Dlaczego postąpiliśmy jako ludzkość tak lekkomyślnie i pozbawiliśmy się nadziei nieśmiertelności ?
Pierwotne formy wierzeń były mało zachęcające do ich kontynuowania, a objawienie przekazane nam przez Jezusa Chrystusa stawiało i wciąż stawia nazbyt wysokie wymagania moralne dla naszego egocentryzmu. Ponadto poleganie tylko na jednym ze zmysłów, zawęża wielowymiarową percepcję rzeczywistości. Zafascynowanie zdolnościami umysłu sprawiło, iż powoli zatracaliśmy elementarne kompetencje duchowe jak posługiwanie się intuicją czy zrozumienia własnych odczuć. Powoli zaczęliśmy zaniedbywać psychologiczne aspekty człowieczeństwa, co ma już bezpośrednie skutki społeczne. Deficyty emocjonalne doprowadziły do zaniku empatii, więzi, nie wspominając o Miłości. Dzisiaj jesteśmy w stanie potencjalnie wiele osiągnąć w zakresie rozwoju technicznego, jednak wciąż nie potrafimy zarządzać własnymi emocjami.
Nadmierna aktywność człowieka w sferze mentalnej, informatycznej, przebodźcowanie umysłu zaburza sferę emocjonalno-psychologiczną. A to ona daje nam energię do życia, do budowania relacji, jest nośnikiem intuicyjnego rozeznania. Bez równowagi pomiędzy głową i sercem nie jesteśmy w pełni kompetentni, żeby żyć. Siłą rzeczy budujemy swoją tożsamość na fundamencie intelektualnych koncepcji, a co za tym idzie alternatywnych względem rzeczywistości racji. Posiadamy nierzadko wybitnie uzdolnione umysły, jednak stajemy się duchowymi inwalidami. Umysł z natury interpretuje, dzieli włos na czworo i skupia uwagę na wąskim wycinku rzeczywistości. By spojrzeć nieco szerzej, należy na powrót zacząć odczuwać, czyli dopuścić do głosu serce, które stanowi w nas istotę duszy. Aczkolwiek daleki jestem od deprecjonowania roli rozumu. Z doświadczenia wiem jednak, że musi on ustąpić część należnego miejsca dla prostoty odczuć i przestać je racjonalnie interpretować. Umysł bowiem wszystko werbalizuje, a rolą czystego serca jest odczuwanie życia i budowanie więzi oraz relacji. Dlatego Ewangelie są napisane w przypowieściach i alegoriach, by skłonić człowieka do zgłębiania Prawdy całym sobą, miast jedynie deliberować o niej.
Dlaczego w ogóle wspominam o transcendencji na stronie promującej rozwój osobowości ?
Ponieważ uważam, że rozwój osobowości nie jest możliwy bez rozwinięcia sfery duchowej. Brak zrozumienia i zaakceptowania własnej transcendencji może prowadzić do stagnacji oraz lęku przed przekroczeniem materialnych barier. Bez równowagi między umysłem a sercem, między intelektem a emocjami, trudno jest osiągnąć pełnię osobistego rozwoju. Jedynie poprzez integrację tych dwóch sfer oraz poszukiwanie uniwersalnych, duchowych wartości, takich jak Miłość, człowiek może zbliżyć się do pełni istnienia i komplementarnej tożsamości.