Odczucie wstydu

04 października 2023

       Jeżeli miałbym się podjąć oceny uczuć pod względem ich autentyzmu i szczerości, odczucie wstydu zaliczyłbym do humanistycznej elity. Jest bowiem oznaką, że nasz egocentryzm chwilowo skapitulował na rzecz pokory. Dlatego osobnicy hołdujący egocentryzmowi gardzą tym odczuciem. Nie dopuszczają nawet myśli, iż mogliby je przeżywać. W swoim zanadrzu posiadają cały wachlarz mechanizmów obronnych służących do jego wyparcia, poczynając od agresji na konfabulacji kończąc. Wszak nie mogą przyzwolić na stawianie siebie w tak krytycznym położeniu jak okazanie totalnej słabości. Chyba, że zmusi ich do tego interes własny dajmy na to w relacji szef-podwładny. Jednak nawet wtedy jest to raczej symulacja ukrywająca pogardę niż autentyczny stan.

 Brak pogardy dla opisywanego odczucia świadczy, iż człowiek skłania się ku wyższym formom osobowości. Omawiając je szerzej nie sposób pominąć jego oczyszczającego dla psychiki charakteru, podobnego do działania płaczu. Oba doświadczenia są bardzo ważnym przeżyciem otwierającym człowieka na dokonanie zwrotu swojej postawy. Dzięki przyzwoleniu na odczuwanie wstydu rozwija się w nas autentyczność, a nade wszystko pokora, będąca istotą szkoły życia. Nie sposób przy okazji omawiania wstydu pominąć jego duchowej głębi. Bowiem uczucie to jest ściśle powiązane z kodeksem wartości, skłania człowieka do uznania swoich moralnych braków. Gdy z powodu silnego egocentryzmu blokujemy możliwość odczuwania wstydu upośledzamy w istocie rozwój swojego człowieczeństwa. Robimy tak głównie z powodu innego deficytu, mianowicie bardzo niskiego poczucia własnej wartości, który zastępowany jest niekiedy pychą. Z doświadczenia wiem, że tylko chrześcijańska tożsamość i przyjęcie postawy dziecka bożego przywracało we mnie niezachwiane odczuwanie wartości. To znaczy odczuwanie na bardzo głębokim, duchowym poziomie, że jestem ważnym ogniwem życia. Chrześcijaństwo w istocie jest mistrzowską szkoła pokory. Absolutny jej poziom osiągnął tylko Jezus Chrystus, który z własnej woli wcielił się na Ziemi, by przeżyć przytłaczającą hańbę. Wziął na siebie nasze słabości wynikające z egocentryzmu i poszedł z nimi na własną egzekucję. Dlatego Jego śmierć musiała być poprzedzona całą masą publicznych poniżeń, łącznie z totalnym obnażeniem. Do dzisiaj świat nie rozumie prawdziwego znaczenia dramatu Najświętszej Ofiary. Gdyż przez wszystkie wieki po jego odejściu wciąż trwa hołdowanie egocentrycznym postawom. We wszystkich środowiskach niezależnie od światopoglądu. I niech nikogo nie zwiedzie niezliczona ilość chrześcijańskich wspólnot czy kościołów. One najczęściej sprowadzają znaczenie Ofiary Jezusa do obrzędu. Przyczyną ignorancji rzeczywistego jej przesłania jest uporczywe trwanie we własnym egocentryzmie, który czasami nabiera niebotycznych rozmiarów u dygnitarzy kościelnych. Muszę tu jednak zamieścić wyjaśnienie. Nie neguje sensu istnienia wspólnot wiary, a sposób realizacji powołania do świętości. Mnie dzisiaj świętość kojarzy się z prozaiczną i co ważne dyskretną, bo tego wymaga eliminacja egocentryzmu, pracą na rzecz dobra swojej rodziny czy małej społeczności. Nieważne czy odbywa się ona w kręgach kościelnych czy wśród aborygenów. Jeżeli niesie w sobie znamiona dobra w znaczeniu powszechnym, przybliża ludzkość do życia wartościami wynikającymi z Miłości. Do bycia świętym nie potrzeba naszych, często obłudnych hołdów składanych Bogu, a przyjęcie adekwatnej postawy życia.

Wracając jednak do istoty tego artykułu. Dzisiejsza powszechna odraza do obciachu, jak przez młodzież nazywane jest odczucie wstydu jest globalnym zjawiskiem. Wstyd stał się wręcz narzędziem niszczenia człowieka i zadawania mu cierpień. Motywacją jest odebranie drugiemu czegoś, czego w istocie oprawca nie posiada. Poczucia wartości własnej. Życia pozbawionego znaczenia żaden egocentryk nie jest w stanie znieść ani zaakceptować. Nawet śmierć nie przeraża go tak bardzo jak wstyd obnażenia powyższej prawdy. Egocentryzm trwa w najlepsze dzięki pysze drenując człowieczeństwo do szpiku. Machina medialna pracuje pełną parą nad tym, by zasięg egocentryzmu się powiększał. Dla ludzkości nieprzygotowanej od strony pedagogicznej, z ciągle pogłębiającymi się deficytami rozwojowymi osobowości jest to stan naprawdę dramatyczny. Nie ma bowiem dzisiaj żadnego punktu odniesienia dla swojego istnienia oprócz absurdalnego i niczym nieuzasadnionego pędu do własnego znaczenia. Obecne czasy są żniwem trwającego ostatnimi dekadami drenażu wartości, upadkiem więzi rodzinnych i społecznych. One przez całe wieki były dla nas punktem odniesienia i utrzymywały ludzkość na moralnej powierzchni. Niestety dziś zwyczajnie toniemy. Ludzkie wartości zostały zastąpione postawą służącą hołdowaniu wolności własnej, sukcesowi rozumianemu wyłącznie subiektywnie. Dla wstydu nie ma absolutnie miejsca na tak urządzonym świecie.