Co w tej kwestii postuluje omawiana teoria ?
Należy zacząć od najistotniejszej kwestii. Teoria Dezintegracji Pozytywnej (TDP) jest holistycznym ujęciem człowieczeństwa. Psychologiczną "teorią wszystkiego" propagującą synergię tożsamości duchowej będącej źródłem uniwersalnych wartości z tożsamością indywidualną, czyli osobowością . Zaleca ona nieustanny rozwój, miast egzystencji w stabilnej strefie komfortu. Propaguje postawę zaangażowania społecznego i otwartości na rzeczywistość. TDP głosi determinację w rozwoju pomimo napotykanych trudności czy kryzysów, które zaleca traktować jako przejściowe. Choroba psychiczna zaczyna się rozwijać wówczas, gdy zatrzymujemy się w egzystencjalnej stagnacji na etapie pierwotnych, egocentrycznych postaw. Deprecjonowanie wyzwań prozaicznej rzeczywistości oraz duchowy oportunizm sprzyja destrukcji własnej tożsamości i jest przyczyną dramatów, szeroko rozumianego cierpienia.
Podczas rozwoju według TDP musi dochodzić do okresowej utraty stabilności psychicznej czy częściowego rozpadu struktury osobowości. Rozbicie pewnych struktur jest naturalnym, koniecznym zjawiskiem w osiąganiu wyższego poziomu integracji. Teoria jak łatwo się domyślić wartościuje człowieczeństwo, którego najwznioślejsze atrybuty nie są dane nikomu z racji samego urodzenia się człowiekiem. One są owocem życiowego zaangażowania, bez wycofywania się w niesprzyjających egocentryzmowi okolicznościach czy wypierania pewnych aspektów rzeczywistości i związanych z nimi odczuć. Osobowy rozwój nie wiąże się jedynie z asymilacją otaczającej kultury, czy gromadzeniem wiedzy w akademickim tego słowa znaczeniu. Raczej jest nabywaniem szerokich kompetencji osobistych i społecznych. Posiada jasno wytyczony cel jakim jest tożsamość utwierdzona w Miłości. Droga do tego wiedzie poprzez zaangażowanie bez omijania trudów w asymilacje zasad i wartości, które Ona w sobie zawiera.
Oczywistym przykładem wyżej nakreślonej drogi jest dorastanie młodzieży, w którym trwa naturalny proces poszukiwania i krystalizowania się tożsamości wokół otaczających wzorców. Dobrze gdy mają skąd czerpać takowe wzorce i są otwarte na autorytety społeczne. W przeciwnym razie nie posiadają elementarnych punktów odniesienia, przez co wchodzą w dorosłość totalnie rozbici. Starają się wówczas przystosować do życia w oparciu o podstawowe instynkty i popędy, co jest klasyczną wylęgarnią dramatów. Taka sytuacja stwarza warunki dla głębokich deficytów osobowościowych oraz degradacji higieny psychicznej. Co gorsza odbywa się to na samym początku dorosłego życia, który powinien cechować się życiową ciekawością, fascynacją i szczytem zaangażowania. Miast tego u zagubionych współcześnie młodych osób bardzo szybko dochodzi do przekraczania psychologicznej masy krytycznej, co nierzadko kończy się totalnym rozpadem tożsamości oraz głęboką depresją.
Psychika jest źródłem witalnej energii nadającej człowiekowi moc sprawczą. Podobnie jak ciało również ona wymaga dokarmiania i pielęgnowania. Pokarm stanowi dla niej rzeczywiście odczuwana Miłość. Umocniona nią psychika jest kręgosłupem osobowości dlatego dbanie o jej higienę wymaga szczególnej troski. Najlepszym sposobem jej higieny jest życie w poczuciu więzi, tak rodzinnych jak i w łonie akceptującej wspólnoty. Mowa zatem o solidnie ukonstytuowanych relacjach, poczuciu przynależności. Jednak nie należy zapominać, że każda stagnacja również w postaci dobrostanu egzystencjalnego jest z punktu widzenia procesu rozwoju osobowości niewskazana. Dlatego będąc szczęśliwym członkiem jakiejkolwiek wspólnoty nie należy unikać egzystencjalnego trudu otwierania się na coraz szersze horyzonty i wyzwania z tym związane. Bowiem naszym celem jest ciągłe poszerzanie kręgu oddziaływania Miłości, która rozwój i ekspansję ma w swojej naturze. Bez tego dokonała by się jej anihilacja. Miłość jest najistotniejszym polem dla życia jak i istotą samego człowieczeństwa. Bez dążenia do urzeczywistnienia tego ideału człowiek zatraca poczucia sensu istnienia. Aspekty naszej osobowości zintegrowane wokół tej fundamentalnej wartości pozostają trwałe, dają poczucie niezniszczalnej tożsamości.
W związku z powyższym najlepiej dla człowieka, gdy jego reintegracja odbywa się w dobrze funkcjonującej rodzinie, a jeszcze lepiej gdy realizuje się na fundamencie duchowej Prawdy. Wówczas otrzymujemy niejako w spadku wartości, która nie będą musiały ulec przemianom. Posiadanie trwałego i absolutnie niezmiennego punktu odniesienia jaki stanowi dobrze utworzona tożsamość sprawia, że człowiek jest dosłownie niezniszczalny psychicznie. Dlatego dobrze jest wierzyć w duchowe i społeczne ideały, a jeszcze lepiej wprowadzać je w życie. Kwestię rozstrzygnięcia czym albo kim one są pozostawiam każdemu do zbadania osobiście.
Dlaczego tak trudno dotrzeć z prawdą do ludzkości ?
Odpowiedź jest oczywista, wręcz nazbyt oczywista dla ludzi poszukujących egocentrycznego spełnienia. Dla egocentrycznej natury uniwersalna Prawda jest utopią. Dlatego jej egzystencja jest związane z popadaniem w kryzysy egzystencjalne. Udajemy się wówczas do psychoterapeutów, którzy starają się przywrócić status quo naszemu egocentrycznemu " dobrostanowi ". Tym różnią się mainstreamowe nurty psychoterapeutyczne od teorii Dezintegracji Pozytywnej. Ta uświadamia o co właściwie chodzi w życiu, dlaczego człowiek musi przeżywać egzystencjalne dramaty i jak należy podchodzić do tychże wyzwań. Zrozumienie życiowych procesów i znajomość celu jaki stoi przed każdym człowiekiem, pozwala zachować poczucie higieny psychicznej nawet w obliczu egzystencjalnych trudów. I to jest zasadnicza różnica TDP od wszelkich innych form terapii.
Wiele założeń TDP pokrywa się z psychologią egzystencjalną, której autorstwo jest przypisywane niemieckiemu filozofowi Fryderykowi Netzsche. Jednakże w odróżnieniu od autora TDP Kazimierza Dąbrowskiego był on nihilistą, zatem nie uznawał istnienia wartości moralnych ani bytów stanowiących ich źródło. Natomiast w TDP odniesienie dla człowieczeństwa stanowi wrażliwość moralna oraz społeczna, prowadząca do wcielania dobra w znaczeniu powszechnym. Netzsche owszem promował osobisty rozwój ale w kontekście realizacji egocentrycznie motywowanej idei "nadczłowieczeństwa" czyli kreacji egocentryzmu. W sferze duchowej głosił ideę chaosu, relatywne czyli indywidualne pojmowane wartości. Innymi słowy egocentryczne idee przenosił do poziomu uniwersalnego, a dokładnie w jego okultystyczne wyobrażenia. Prawda, że Wszechświat istnieje jako absolutna wspólnota nie była istotą jego zainteresowań. Tam nie ma miejsca dla egocentryzmu, który jest zarzewiem wszelkiego ideologicznego rozdźwięku. Dla harmonijnej koegzystencji tak duchowych bytów jak i społeczności ludzkiej musi zacodzić absolutna więź Miłości. Stwórca jest Wszystkim, a każdy z nas wyraża Jego cząstkę. W chwili gdy jakaś część traci poczucie więzi z Prawdą, staje się egocentrycznym bytem, naroślą bezprawnie czerpiącą życiową energię, szkodzącą całości nowotworem. Ta przykra prawda jest odwiecznie ignorowana, wręcz deprecjonowana przez egocentrycznie zdeterminowane umysły. Jestem przekonany, iż przyczyną tego stanu rzeczy jest powszechna pogarda dla zjawiska pokory. Wówczas jedynym antidotum jest cierpienie. Odrzucane ze wstrętem jest źródłem egzystencjalnych tarapatów ale przyjęte z akceptacją stanowi uzdrawiającą dla duszy człowieka moc. Historia ludzkości oraz jej metafizycznych czy filozoficznych dociekań jest ściśle związana z poszukiwaniem wyzwolenia od cierpienia właśnie, które niemal zawsze było kojarzone z przekleństwem. Powstawały zatem różne religie tudzież tubylcze wierzenia, co miało zagwarantować sobie oraz wspólnoce przed nim ochronę. Było to też motywowane egocentryczną skłonnością zagwarantowania sobie dostatku. Paradoksalnie właśnie dramaty życia zmuszały do poszukiwania idei gwarantującej poczucie bezpieczeństwa, tak bardzo potrzebnego dla osiągnięcia trwałej szczęśliwości, egzystencji wolnej od lęków i bólu. Im prymitywniejszy poziom człowieczeństwa oraz wynikający z niego stan zorganizowania społecznego tym intensywność dramatów była i jest dotkliwsza. Na wczesnych etapach ewolucji człowiek nie mógł tego zrozumieć. Jednak Netzsche jako syn pastora protestanckiego, wychowany zapewne w purytańskiej społeczności już miał ku temu solidne podstawy. Jednak odrzucił ideę Miłości Stwórcy oraz zszargał sens zaangażowania społecznego. Pokora i poczucie zależności od wspólnoty stawało się coraz bardziej wrogie powstającej w jego głowie idei totalnej wolności, będącej dla niego głównym wyznacznikiem nadczłowieczeństwa. W końcu definitywnie odrzucił wszelkie więzy moralności już nie tylko chrześcijańskiej ale również humanistycznej, jako krępujące potencjał "twórczy" jednostki. Zaczął się wręcz uważać za Antychrysta. Sens cierpienia zapewne wypierał ze swojej świadomości, zgodnie zresztą z dogmatycznym przekonaniem protestantów. Negował również wartość życia wspólnotowego jako środowisko "krępujące" dla genialnych jednostek za jaką się oczywiście uważał. Zapragnął osiągnąć status nadczłowieka, za którego uważał osobę "wyzwoloną" z wszelkich moralnych ograniczeń, stanowiącą własny kodeks postępowania a ponadto zdolną do narzucenia go siłą innym. Idee żywcem skopiowane w późniejszej ideologii faszystowskiej. Zatem nie dziwi fakt, że cierpienie stało mu na drodze do "wolności" i tak realizowanego "człowieczeństwa". Głosił tezy totalnie stojące w opozycji do powszechnych, egzystencjalnych wartości jak dobro społeczne, estyma relacji, poświęcenie czy bezinteresowność. Działał tak do czasu, aż dopadła go ciężka choroba psychiczna, z której nie wyszedł już do śmierci. Jego zapiski jednak pozostały i przez wieki kształtowały, ba wciąż kształtują światopogląd naśladowców. Chętnie posiłkują się tymi poglądami gnostycy, do których swego czasu należałem. Oni nie cenią sobie moralnej wrażliwości. Aczkolwiek wierzą w istnienie duchowych wymiarów rzeczywistości, gdzie pragną uwiecznić swój "nadludzki" byt po śmierci ciała. Na gruncie takich przekonań zrodził się także szeroko pojęty okultyzm czy ezoteryzm. Chcąc za wszelką cenę wyjść poza krąg życia naturalnie powiązanego z cierpieniem tworzone są absurdalne i wyimaginowane rzeczywistości. Dzieje się to głównie w środowiskach masońskim czy szerzej wolnomularskich. Tam nikt nie potrzebuje żadnej łaski ani żadnego duchowego autorytetu, bowiem to własny egocentryzm wskazuje "drogę" do spełnienia i stanowi autorytet. To ich łączy. Mniej lub bardziej ale zawsze tożsamy z egocentryzmem cel. Nieważne w tym przypadku jaki, gdyż i tak jest imaginowany w totalnej abstrakcji. Ważne że nadyma ego do granic możliwości. Tacy ludzie znajdują się w trudnym do ogarnięcia egzystencjalnym potrzasku i nikt nie jest w stanie im pomóc, jeżeli nie zechcą sami porzucić swojej drogi. Prawda natomiast jest taka, że życie stanowi absolutną doskonałość i jedność, zatem wszystko co istnieje jest wzajemne zależne oraz potrzebne do rozwoju. Wszystkie aspekty życia mogą posłużyć naszemu rozwojowi o ile zostaną odpowiednio zaadaptowane. Zatem cierpienie także, gdyż jest powszechnym zjawiskiem niwelującym przyczynę wszystkich nieszczęść dotykających ludzkość. Po wielekroć ubóstwiony egocentryzm. Wartość założeń Dezintegracji Pozytywnej zasadza się bez wątpienia na zachęcaniu do przezwyciężaniu cierpienia i zachęcaniu do zaangażowania się w życie takim jakie ono jest. Nie wypiera się w niej cierpienia a raczej zachęca do uwalniającego podejścia do niego bez lęku. Nie wskazuje drug ucieczki przed tym nierozumianym i pogardzanym zjawiskiem. Uzasadnia raczej jego sens. Aczkolwiek żeby było jasne, nie zaleca jego wywoływanie poprzez bezprawne czy zbrodnicze działania. Tu nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o innej kwestii. Należy bowiem być świadomym, iż promotorem przywrócenia cierpienia do sfery wartości jest oczywiście sam Stwórca w osobie Jezusa Chrystusa. Swoją Ofiarą wyniósł jego wartość w powszechnej świadomości do granic absolutu. Zatem jakim absurdem jest, iż w tzw. denominacjach Chrześcijańskich wywodzących się z reformacji istnieją poglądy negujące sens cierpienia. Spłycają zasadność istnienia dramatów życiowych do roli infantylnego systemu kar za grzechy lub wprost do narzędzia służącego mocom zła. Nie dziwi zatem fakt, że mają tyle problemów z wytłumaczeniem sobie oraz członkom wspólnoty faktu, iż cierpienie dopada również ich. Żadne wyimaginowane poglądy nie sprzyjają przyjęciu prawidłowej postawy życiowej w obliczu kryzysów egzystencjalnych i poznawaniu autentycznej natury cierpienia. Mało kto bowiem kojarzy je z brakiem odpowiedzialności, odrzuceniem karności, czyli z jego wychowującym działaniem. Chcemy realizować życiowe cele w poczuciu komfortu, samozadowolenia z siebie, z maksymalną siłą przebicia. Kto dzisiaj pragnie czerpać prawdziwe szczęście ze zdolności duchowych jak pokora, powściągliwość, panowanie nad odczuciami czy emocjami. One dają poczucie zrozumienia sensu życia, prowadzą do prawdziwego spełnienia duchowego, które wynika z uczestniczenia w relacjach Miłości. Prawidłowe rozpoznanie roli cierpienia i świadoma jego asymilacja stwarza ku temu najlepsze warunki, ukazując wyjście z matni egocentryzmu będącego tak naprawdę jedyną przyczyną istnienia tegoż zjawiska. Zrozumienie tej prawdy jest uwalniające i zainicjuje bez wątpienia proces przewartościowania sposobu bycia i oczyszczenie z iluzji skrajnego subiektywizmu. Pozwoli to zawrócić z niewłaściwej drogi, skorygować postawę, podjąć refleksję nad swoim istnieniem. Relatywizm moralny w TDP jest traktowany jako najniższy przejaw człowieczeństwa, będący konsekwencją egocentrycznej postawy życiowej. Autor TDP ustanawia odmienną od pozostałych nurtów psychologicznych definicję zdrowia psychicznego. Zdrowym jest tu każdy, kto jest zdolny do autoterapii, samowychowania w oparciu o świadomość własnych kryzysów. Jeżeli potrzebujesz do tego ingerencji specjalisty lub wsparcia farmaceutykami można uznać Cię za osobę delikatnie ujmując nie posiadającą zdrowia psychicznego. Innymi słowy doświadczany kryzys czy załamanie nerwowe nie stanowi chorobowego zjawiska o ile nie jest wypierane czy tłumione używkami pogłębiającymi jedynie problem albo odwlekającymi jego konsekwencje w czasie. Do czego to prowadzi nie muszę chyba przedstawiać. Jedynie świadome przeżywanie i wyciąganie pozytywnych wnioski z własnych doświadczeń stanowi klucz do zdrowia psychicznego. Okresowe rozbicie, frustracja czy stany nerwicowe dla świadomego człowieka przenigdy nie stanowią zagrożenia dla psychiki albo bezpieczeństwa egzystencji. Zatem poszerza nam się zakres ludzi zaliczanych do zdrowych psychicznie. Kryzysy traktowane są jako prawidłowe dynamizmy pro rozwojowe, bądź stany motywujące do poszerzania świadomości. Zwiększania zaangażowania w rozwój osobowości w kontekście jej cech pro społecznych. Takie ujęcie zdrowia psychicznego całkowicie zgadza się z moimi osobistymi odczuciami i bogatymi doświadczeniami związanymi z rozwojem. Dodam od początku związanego z Chrześcijaństwem. Dlatego właśnie jestem gorącym orędownikiem i propagatorem obu omawianych nurtów. Życie w zgodzie z nimi pozwoliło mi bowiem samodzielnie wyjść z głębokich kryzysów psychicznych, życiowych tarapatów a zatem uniknąć wielu konsekwencji karygodnych błędów. Nie zamierzam ukrywać, wielokrotnie popełnianych w swoich dziejach. Nie jestem świętoszkowaty. W żadnym aspekcie sposobu bycia nie odbiegam od powszechnie akceptowalnej normy. Całą duchową pracę wykonuję w sobie, biorąc się za bary z własnym egocentryzmem. Zaufałem DP gdyż jest dziełem prof. Kazimierza Dąbrowskiego, uznanego bardziej na świecie niż w ojczyźnie polskiego psychologa, lekarza psychiatrii i pedagoga. Nade wszystko społecznika, człowieka o wielkim sercu, niezwykle uzdolnionego profesora, osoby z szerokimi kompetencjami z wielu dziedzin medycyny. Sam doświadczył ciężkiego życia, gdyż przeżył aresztowanie przez niemieckiego okupanta, a po wojnie doznawał represji od władzy ludowej. Zatem był w pełni świadomy swoich niepopularnych tez mówiących o pozytywnych aspektach cierpienia. Jako przyjaciel Janusza Korczaka wspólnie ratował dzieci z getta narażając własne życie. W swojej teorii opisuje całe spektrum ludzkich cech i zachowań, których doświadczył osobiście. Potrafił je zdiagnozować z racji bycia wybitnym psychiatrą. Poszerzył jednak ujęcie zdrowia, egzystencjalnego dobrostanu w odniesieniu do rozwoju osobowości. Nie zawahał się zhierarchizować i podzielić go na pięć zasadniczych poziomów. Jednak kierując się zupełnie odmiennymi przesłankami niż Netzsche. Nie zaleca pojmowania ich w kategorii kast, bardziej lub mniej uprawnionych do istnienia grup czy wyodrębnionych społeczności, lecz raczej jako naturalne typy zachowań, członków jednej wspólnoty ludzkiej o cechach adekwatnych dla każdego poziomu rozwoju. Granica pomiędzy poziomami u każdego człowieka jest płynna, wytyczana spontanicznie w miarę dojrzewania bądź chwilowego regresu osobowości. Ten fakt stanowi o naszej wolności, indywidualności człowieczeństwa mającego w swojej naturze spontaniczność oraz prawo do niedoskonałości. O ile chce się ponosić jego konsekwencje. Chcąc uświadomić sobie prawdziwe znaczenie pracy prof. Dąbrowskiego nie wystarczy przeczytanie wszystkiego co zostało na temat Dezintegracji Pozytywnej napisane. Jest wiele spłycających jej znaczenie interpretacji w internecie. Dlatego by dojść do sedna, należy samemu zaangażować się w rozwój i obserwując siebie starać się konfrontować własne odczucia z treścią teorii. Prawda jest taka, że na drogę autentycznego rozwoju człowieczeństwa nie wchodzi się poprzez jakieś wtajemniczenie czy filozoficzne albo logiczne dociekania. Na tej drodze, mniej lub bardziej świadomie jest każda żyjąca istota. Można ją jednak znacznie przyśpieszyć i uczynić o wiele mniej dramatyczną decydując się na świadome zaangażowanie, oparte na wiedzy kompetentnych autorytetów. Takie intencje miał zapewne twórca omawianej teorii. Jednak nade wszystko palmę pierwszeństwa dzierży tu wspomniany Jezus Chrystus dający nam życiowe drogowskazy zawarte w Ewangeliach. DP wchodzi głęboko w kompetencje chrześcijańskich wartości, które dla mnie są istotne od dziecka. Dzisiaj traktuję swoje człowieczeństwo i bycie chrześcijaninem w kategorii przywileju, powołania i wyzwania zarazem. Z moich obserwacji w kontekście zainteresowań wynika, że dzieje ludzkości stanowi historia ciągłej dezintegracji i tworzenia nowych struktur społecznych. Dostrzegam w tym procesie stały progres. Można dostrzec to w samej naturze, która podlega procesom dezintegracji chociażby obumierając jesienią, by na wiosnę odrodzić się w nowej, wspanialszej formie. Słaba świadomość życia, wciąż skutkująca niskim poziomem moralnym ogółu ludzkości wciąż nie tworzy globalnego, uszczęśliwiającego środowiska. Jako całość raczej nigdy nie będzie sielankową egzystencją o jakiej marzą egocentryczni konformiści. Gdyż w naturze życia jest parcie do rozwoju nawet kosztem okresowego obumierania, a w przypadku świadomych bytów nawet cierpienia. Niestabilność życia na tym świecie jest więc celowym wyzwaniem zmuszającym do podejmowania nierzadko dramatycznych wyborów. Trudne do zaakceptowania okoliczności jakie często są naszym udziałem budzą jednak naszą świadomość z letargu. Wzbudzają w nas odczucie realności własnego istnienia, które samo w sobie jest wartością absolutną. Dla porównania tego odczucia brakuje np. podczas marzeń sennych. Tym też różni się rzeczywiste życie od doświadczanego wirtualnie. Jest ono w moim odczuciu wielkim zagrożeniem dla prawidłowej integracji kolejnych pokoleń, odbywającą się dotychczas głównie w oparciu o uniwersalną rzeczywistość. Świadomy byt do zdrowego rozwoju potrzebuje holistycznej stymulacji, obiektywnego środowiska, społecznych motywacji i poznania uniwersalnych praw. Perspektywa doświadczania konfliktów uruchamia w nas cały szereg mechanizmów psychologicznych mających na celu im zapobiec, uniknąć porywczych reakcji. Wszystko to jest motywacją dla rozwoju empatii i wrażliwości, bez których nie sposób mówić o prawdziwym człowieczeństwie. Istnienie prawa w znaczeniu moralnym czy też karnym jest ściśle związane z istnieniem mnogości bytów. Bez niego koegzystencja odrębnych bytów nie ma żadnego uzasadnienia. A przecież zjawisko współistnienia jest jednym z najistotniejszych jak nie najistotniejszym ze wszystkich zjawisk we Wszechświecie. W konsekwencji zaniku jakichkolwiek relacji nawet Miłość nie miała by racji bytu. Dlatego prawa podejmowane w Jej duchu chronią poszczególne istoty przed samounicestwieniem. Ona stanowi najbardziej uniwersalny kodeks moralny. Do tej Prawdy dochodzimy stopniowo, poprzez etapy własnego rozwoju, które są nacechowane również kryzysami, frustracjami czy nawet cierpieniami. Wówczas nabywamy cech i wartości niezbędnych do ponownej, już trwałej integracji na płaszczyźnie wspomnianej Miłości. Na pewno sprzyja temu procesowi otwarcie się na życie, wiedza i zaufanie dla mądrości tych, którzy przeszli już tą drogę przed nami. Pamiętajmy, że dzięki wyzwaniom nabieramy hartu ducha i tworzymy psychologiczne podstawy, by stać się szczęśliwymi, znającymi swoje miejsce we Wszechświecie osobami. Poprzez samoakceptację w kontekście najwyższych wartości moralnych, stajemy się autentycznymi, tożsamymi z Prawdą osobowościami. Uzyskujemy też zasoby do tworzenia zdrowych i trwałych relacji międzyosobowych. Dezintegracja Pozytywna realizuje się poprzez prozaiczną codzienność, w której uczymy się pokonywania naturalnych wyzwań. Aczkolwiek w swojej dalekosiężnej perspektywie co prawda mgliście, jednak ukazuje cele sięgające daleko poza granice obecnej rzeczywistości. Autor najwidoczniej nie miał definitywnie sprecyzowanych poglądów duchowych, co można wywnioskować z książek czy wywiadów jego przyjaciół. Definiuje jednak rzeczywistości holistycznie, jako syntezę zjawisk obserwowanych tak wewnątrz jak i tych obiektywnie doświadczanych przez ogół społeczeństwa. Zalicza do niej również pamięć historii własnego rozwoju. Jest ona istotnym czynnikiem integrującym naszą psychikę. Jaki to wszystko ma cel ? Celem rozwoju jest wysublimowanie sposobu reagowania na rzeczywistość, wyrażania siebie w sposób twórczy, autonomiczny. A nade wszytko osiągnięcie wysokiego poziomu moralnego. To ostanie najbardziej przybliża powyższą teorię do nauki samego Jezusa Chrystusa. W moim odczuciu Chrześcijaństwo zawiera identyczne postulaty i stawia identyczne cele. Zatem prof. Kazimierz Dąbrowski tak naprawdę niczego nie wynalazł, a raczej ukazał ewangeliczną Prawdę w nowatorski sposób. Podejście do trudów istnienia zasadniczo odróżnia teorię dezintegracji a także Chrześcijaństwo od innych nurtów filozoficznych czy religijnych. Owszem, także postulujących potrzebę dezintegracji człowieka ale w zupełnie innym celu. Mam tu na myśli buddyzm, hinduizm czy szeroko pojęty ezoteryzm. W gnostycyzmie człowieczeństwo w społecznym rozumieniu jego znaczenia jest wręcz uważane za persona non grata. Chrześcijaństwo paradoksalnie stawiając przed człowiekiem najwięcej oczekiwań, jest najbardziej przyjazne istocie człowieczeństwa. Dzieje się tak dlatego, że człowiek jest tu podmiotem istnienia, zamierzonym dziełem, ukoronowaniem stworzenia, wartością absolutną. Rzeczywistość tu i teraz jest doskonałym środowiskiem naszego rozwoju w kwestii wyodrębniania własnej osobowości. Jedyną przeszkodą ku temu jest egocentryzm, który nie ma ochoty poddać się pokornie procesowi "przepoczwarzania". Chrześcijanie jak i zwolennicy Dezintegracji Pozytywnej postulują postawę samowychowania, przekraczania własnego egocentryzmu, na rzecz poświęcania się dla innych, a przede wszystkim uznanie wartości moralnych. Trudy Życia mają na celu zmotywowanie nas do kreowania lepszej rzeczywistości poprzez osobiste zaangażowanie. A stajemy się do tego zdolni dopiero po przezwyciężeniu w sobie niskich instynktów. Dezintegracja Pozytywna nie ma nic wspólnego z totalną destrukcją wartości oraz wyzbycia się prawdziwych ideałów. Opisuje proces naturalnej przemiany niższych struktur psychicznych w bardziej wysublimowane. Przekierowanie niskich popędów i potrzeb na wartości humanistyczne i transcendentalne. By to mogło bezpiecznie nastąpić, potrzebujemy duchowych wartości, z którymi będziemy mogli się utożsamiać w trakcie przemiany niższych aspektów osobowości. Zanim jeszcze poznałem założenia DP miałem intuicyjne przeświadczenie, że Życie jest celowym, aczkolwiek przeprowadzanym spontanicznie procesem. Owszem niełatwym, ale mającym głęboko ukryty sens. W pełni to zrozumiałem po zapoznaniu się z pracą prof. Kazimierza Dąbrowskiego, wybitnego Polaka, którego miejsce w naszym panteonie jest na samym szczycie. Tworząc tą stronę oddaję cześć jego pamięci.