A woman sitting on a bench in the snow

Istota chrześcijańskiego powołania

02 maja 2025

    Wielu z nas wierzących w Jezusa Chrystusa być może zastanawia się, jaką postawę życiową powinien przyjąć uczeń Jezusa. Myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Na pewno powinien poznawać Słowo Boże i pogłębiać własne jego zrozumienie. Potem wcielać je w życie. Pytanie tylko, czy robić to w samotności lub raczej szukać wspólnoty, z którą chcielibyśmy się utożsamić. Drugie rozwiązanie na pewno jest słuszniejsze, gdyż wychodzi naprzeciw słowom samego Mistrza, iż jest obecny pomiędzy zebranymi ze względu na Niego ludźmi. No tak, ale jest przecież tyle wspólnot, często jedne odbierają drugim prawo bytu. Piszę o tym, gdyż jak pisałem wcześniej sam zastanawiam się czy nie wejść do wspólnoty nowonarodzonych chrześcijan. Mam jednak jakiś głęboki opór, czy aby na pewno powinienem to zrobić. W dużej mierze wynika on z tego, iż dostrzegam w tych wspólnotach pewien deficyt życia chrześcijańskiego. Owszem są tam spektakularne nawrócenia, uzdrowienia, widać moc działania Ducha Świętego. Są tam również wszędobylskie w dzisiejszym świecie jak ja je nazywam "gadające głowy". Innymi słowy liderzy, u których dostrzegam owszem gorliwość głoszenia Prawdy, aczkolwiek nacechowane parciem na promocję w środowisku własnego znaczenia. Kłuci mi się to z tym jak sam postrzegam bycie chrześcijaninem. Mianowicie jako pozostawanie mało znaczącym we własnym mniemaniu sługą, działającym w zapomnieniu, gdzieś tam w środowisku własnego, prozaicznego życia. Z podejmowaniem trudnych, bo mało przydających nam chwały zadań dnia codziennego jak bycie dobrym rodzicem, gospodarzem własnego domu, ugodowym sąsiadem czy zaangażowanym obywatelem. 

Czy zatem neguję potrzebę istnienia wspólnot ?

W żadnym wypadku. Marzy mi się jednak bycie w takiej, gdzie wspólnotowość będzie oznaczała autonomię każdego z uczestników w kwestii prawa do intymnego wzrastania w asyście Ducha Świętego. Owszem, ktoś musi przeczytać Słowo Boże, ktoś użyczyć pomieszczenia czy podać posiłek, który na spotkaniach sprzyja wzajemnym rozmowom i pogłębianiu więzi. Ale czy przeczytanie Ewangelii musi oznaczać jej obszerną interpretację przez lidera, który z moich obserwacji ma po prostu parcie na promowanie siebie. Powinno się pozwolić działać Duchowi świętemu w tym zakresie i jedynie obserwować tego efekty u poszczególnych osób. I to nie na spotkaniach, lecz w ich własnym środowisku. Obserwować czy wnoszą tam wartości i ewangeliczne postawy, jak wypełniają swoje zobowiązania względem najbliższych. Jezus Chrystus powiedział, że sama zdolność do uzdrawiania, czynienia cudów itp. nieprawdopodobnych rzeczy może nie wystarczyć by wejść do Królestwa Niebieskiego. Spektakularne dary Ducha Świętego są moim zdaniem udzielane dla pogłębiania wiary, otwierania serc ludzi słabych na duchu. Jednak nadprzyrodzone kompetencje nie zastąpią Miłości wcielanej w życie w codziennym życiu. Bo czymże Ona jest jak nie prozaicznym darzeniem dobrem wszystkich naokoło, bez względu kim jest i gdzie przynależy ?  

Na dzień dzisiejszy chcę pozostać małym trybikiem, o którym mało kto słyszy i wie. Bowiem wciąż czuję jak mój egocentryzm wyrywa się do przodu i pragnie uznania oraz poklasku. Muszę go jednak wciąż powściągać, by nie zagłuszyć w sobie Słowa Bożego i pozwolić mu przynosić trwałe owoce w świecie.