Człowieczeństwo ma różnorodne oblicza, zatem przedstawiony tu opis osobowości pierwotnej jest szablonowy. Wielu aspektów zapewne tu nie poruszyłem tak pozytywnych jak również powszechnie kojarzonych jako pejoratywne. O skrajnie pejoratywnych skłonnościach nie będę się rozpisywał, gdyż nie stanowią one istoty zintegrowanego charakteru poziomu pierwszego. Są raczej czynnikiem dezintegrującym osobowość a nawet ludzką tożsamość. Przedstawiam stereotypowy zarys natury człowieka będącego na poziomie "integracji pierwotnej". Pomimo pozornie pejoratywnego wydźwięku jaki być może wzbudzi u ciebie lektura poniższego artykułu, ten poziom naszego rozwoju stanowi naturalny etap na drodze do wykształcenia się autonomicznej i niepowtarzalnej osobowości poziomu piątego.
Zacznijmy od najważniejszej kwestii. Osobowość na poziomie pierwotnym ma bardziej "stadny" niż indywidualny charakter. Egzystuje na zasadzie dopasowania do otoczenia, łatwo ulega masowym reakcjom, bezrefleksyjnie ulega wpływom własnej grupy czy środowiska. Na tym etapie brak utożsamienia się z z grupą, środowiskiem wywołuje pogorszenie kondycji psychicznej oraz nastroju. Szowinizm jest tu więc naturalną skłonnością, wręcz niezbędną do prawidłowego funkcjonowania. Jako skrajny przykład mogę tu przytoczyć reakcje "stadionowe", gdzie grupowa, impulsywna ekspresja kibiców prowadzi do wytworzenia poczucia jedności. Na tym poziomie kierujemy się impulsami oraz instynktami, a ich syntonia jest głównym czynnikiem jednoczącym, pozwalającym wytworzyć ulotne poczucie więzi i poczucia bezpieczeństwa. Gdy kierujemy się w swoich poczynaniach ulotnymi zjawiskami i łatwo ulegamy impulsom oraz aktualnym nastrojom, o trwałości integracji nie może być mowy. Do tego potrzeba relacji samoświadomych osobowości z wykształconymi kompetencjami społecznymi. U osób tego poziomu raczej rzadko dochodzi do subtelnych sposobów ekspresji, reagowania powściągliwego, refleksyjnego lub do świadomych wyborów w oparciu o wewnętrzny kodeks zasad czy wartości. Aczkolwiek przebłyski takich reakcji mogą a nawet powinny mieć miejsce, wszak żyjemy w społeczności i uczymy się poprzez przykłady.
Drugą istotną cechą tego poziomu jest fakt, że człowiek będący na etapie integracji pierwotnej egzystuje jest uwarunkowany niemal wyłącznie biologicznie. Jego percepcją emocjonalną zawiadują głównie hormony a zmysłową mózg i układ nerwowy, które interpretują rzeczywistość w prosty, niemal algorytmiczny sposób klasyfikując doznania jako przyjemne i przykre. Zatem nie dziwi fakt, iż związek oparty jest tu głównie na odczuciach związanych ze sferą seksualną. Jeżeli w relacji istnieje napięcie seksualne dające potencjał dla przyjemnych doznań wszystko jest w miarę ok i związek ma szansę przetrwać próbę czasu. Niestety ten czar, a raczej prosta zasada funkcjonowania na zasadzie przyjemności i przykrości najczęściej pryska wraz z upływem czasu i prozą dnia codziennego - przyzwyczajeniem, dostępnością, a nade wszystko stopniową utratą wdzięków i kondycji. Dla osób będących na tym poziomie zanik libido lub dostępności do sensualnych odczuć jest egzystencjalnym dramatem. Dlatego flirty czy przygodne akty seksualne są tu niemal normą. Świadomość tego dla trwałości związku opartego na pożądaniu niesie oczywiste konsekwencje. Przejawiają się one zazdrością, brakiem zaufania, czy potrzebą kontroli. Pojawiają się zatem reakcje powodujące spore perturbacje psychologiczne wywołane potencjalnym osłabieniem lub całkowitym rozpadem poczucia więzi.
Oczywiście nie są to wszystkie cechy jakie przejawiają osoby pierwotnego poziomu, jednak rdzeniem status quo jest tu biologicznie ukonstytuowana tożsamość, sensualność. O psychologicznych typach nie można tu jeszcze mówić w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż odczucia psychiczne są wyższą formą emanacji bytu, która kształtuje się głównie poprzez wewnętrzne cierpienia. Na nie osoby zintegrowane na pierwszym poziomie nie są skłonne dać przyzwolenie. Każdy czynnik wywołujący dyskomfort jest eliminowany agresją lub przemocą. Dlatego też osoby takie koncentrują się wokół przynależności do środowiska czy grupy, która daje poczucie siły. Wraz z reszta pomniejszych, bardziej lub mniej autonomicznych skłonności i cech wyżej wspomniane zjawiska tworzą rdzeń osobowości pierwotnej. Jej wertykalny rozwój odbywa się bez przyzwolenia i udziału świadomości. Mianowicie na podstawie dramatycznych perturbacji, zranień, dramatów godzących bezpośrednio w poczucie zbiorczej tożsamości. Główne czynniki dezintegrujące na tym etapie stanowią strach, ból fizyczny, choroby i płonne wysiłki. Zauważmy, że wszystkie one są konsekwencją egocentryzmu i bezrefleksyjnych, błędnych wyborów.
Zasadnicza zmiana następuje w momencie przebudzenia się autonomicznej sfery psychicznej, czyli pragnienia przewartościowania swojego życia w opozycji do szowinistycznie pojmowanego środowiska. Jest to chwila inicjująca procesy dezintegracyjne osobowości pierwotnej. Osobiście przeszedłem tą drogę i mam pełną świadomość napisanych słów. Nie jest to droga łatwa, ani przyjemna. Dlatego trzeba wykazać się dużą dozą determinacji, by na niej wytrwać. Ale bez obaw, mamy bowiem do dyspozycji wiele możliwości świadomego wsparcia. Dla mnie osobiście zbawiennym był fakt, że od samego początku postawiłem na duchowość i wsparcie Jezusa Chrystusa. Trzymałem się swojego wyboru na przestrzeni lat i różnorakich perypetii. Będąc nawet już poza kościołem katolickim, do którego należałem. Wspominam o Nim, chociaż dzisiaj nie postrzegam już rzeczywistości czysto religijnie. Jezusa Chrystusa kojarzę z wszechobecnością w znaczeniu uniwersalnym. Darzę Go wielką estymą głównie dlatego, że dzięki Niemu w pełni rozumiem zjawisko cierpienia. Pogański, czyli opierający się na ślepych siłach natury światopogląd, powszechnie skłania do pejoratywnego kojarzenia cierpienia, w kategorii egzystencjalnego przekleństwa. Chrześcijańska nauka głosi natomiast, że ono prędzej czy później przynosi pozytywny skutek, inicjuje rozwój i motywuje do zadawania egzystencjalnych pytań. Skłania do skutecznego przewartościowywania swojego życia. Zatem jest niezbędnym zjawiskiem w szkole życia. W pogańskich przekonaniach nie ma miejsca dla jakiejkolwiek akceptacji dla cierpienia. Dlatego stanowią one barierę dla ewolucji człowieczeństwa w znaczeniu moralnym.
Osobowość pierwotna ( ukonstytuowana biologicznie ) jest naturalną konsekwencją ewolucji, a jej fundamentalna skłonność do prokreacji służy podtrzymaniu gatunku. Dzisiaj nawet ów instynkt sprowadzony został do hedonistycznego popędu ku przyjemnym doznaniom, wyłącznie dla wyładowania napięcia seksualnego. Chęć posiadania potomstwa zeszła na dalszy plan lub jest wręcz źle kojarzona. Pogarda dla samoograniczania, poświęcenia się, odpowiedzialności za drugiego człowieka skutecznie gasi instynkty macierzyńskie. Zauważmy, że są to nieodłączne cechy egocentryzmu. To on stanowi dzisiaj globalny problem, o którym wszyscy milczą jak zaklęci. Egocentryzm uniemożliwia dzisiaj nawiązanie jakiejkolwiek płaszczyzny porozumienia i rozwoju na poziomie społecznym jak również osobistym. Wywołuje pandemię sporów, patologii i chorób psychicznych, których nie sposób wyeliminować poprzez mnożenie nakładów finansowych. Jedynym antidotum na obecny stan ludzkości będzie zdaje się nowy globalny kataklizm, po którym nastąpi budowanie relacji społecznych od zera.
Osobowość określa nas, utwierdza nasze istnienie jako odrębne byty mogące wchodzić w zdrowe relacje. Jej rozwój daje trwałe poczucie sensu istnienia. Nawet aspektów biologicznych, chociaż nie są one ostatecznym celem rozwoju ludzkości. Posiadanie osobowości stawia podwaliny pod budowę tożsamości duchowej i jest o tyle ważna, że skrajny jej deficyt objawia się w postaci braku egzystencjalnych kompetencji. Bez poczucia wewnętrznego zintegrowania zanika nawet chęć do życia, angażowania się w cokolwiek, potrzeba wchodzenia w relacje. Brak poczucia osobistej tożsamości wyklucza zdolność do tworzenia trwalszych więzi będących istotą Miłości. Chcę w tym miejscu dać nadzieję wszystkim tym, którzy z jakichkolwiek powodów nie zdołali wytworzyć solidnych podstaw w postaci osobistej tożsamości. Nieprawdą jest, że stan osobowości jest nieodwracalny w dorosłym życiu. Aczkolwiek proces jej budowania wymaga wówczas kompetentnego wsparcia, najlepiej duchowego. Na pewno kompetencje w tym zakresie posiada Jezus Chrystus, czego osobiście doświadczyłem i polecam. Trzeba mieć po prostu mocno zarysowany wzorzec, cel i wartości do których chce się człowiek upodobnić.
Dlaczego dla mnie jest nim przywołany przeze mnie autorytet ? Ponieważ tylko On potrafi zmienić nasze podejście do trudów i cierpienia, którego tak czy inaczej nie unikniemy. Tylko wspomniane zjawiska odpowiednio zaadoptowane przy kompetentnym wsparciu, były w stanie dokonać w moim życiu prawdziwego cudu odrodzenia mojej osobowości. Dzisiaj doskonale zdaję sobie sprawę ze znaczenia Ofiary Jezusa. Drogowskazem na drodze do życia prozaicznie była śmierć samego Boga na krzyżu. I jak mawiają słowa katolickiej pieśni religijnej "Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie".
Z jakiego punktu swojego rozwoju startowałem ?
Śmiało mogę powiedzieć, że byłem pod egzystencjalną kreską, czyli mniej niż zero. Byłem typowym narcystycznie wykoślawionym człowiekiem niezdolnym do jakiejkolwiek konstruktywnej formy egzystowania. Nie miałem poczucia tożsamości, wykształcenia (poza zawodowym) ani jakichkolwiek kompetencji społecznych poza kumplami od kieliszka i zabawy.
Dorosła osoba bez rdzenia jakim jest biologiczna tożsamość zmuszona jest egzystować na podstawie narcystycznych skłonności dzieciństwa wynikających głównie z emocjonalnych zranień środowiska i deficytów kompetencji społecznych. Innymi słowy brakuje jej elementarnego poczucia samookreślenia i własnej historii życia, z którą chciałaby się utożsamić. Funkcjonuje na zasadzie roszczeń, zachcianek, płonnych dążeń, impulsywnych reakcji. Jest zatem niezorganizowana, infantylna, niestała, emocjonalnie kapryśna, niezdecydowana, skłonna do strzelania foch, wymagająca atencji. Mając takie usposobienie trudno respektować istnienie zasad społecznych. Ludzie z narcystycznym usposobieniem egzystują w subiektywnym, wyimaginowanym świecie, w którym nie sposób wytworzyć poczucie tożsamości, gdyż wszystko tu jest zmienne i ulotne. Świat medialny oraz wirtualny ( w dobie rozwoju technologii ) stał się ich królestwem. Tam chętnie uciekają od prozaicznej (czyt. nudnej) rzeczywistości wymagającej zaangażowania i kreatywności. Odczucie znudzenia jest u narcyzów dominujące i permanentne. Znajdują na to antidotum w mediach, gdyż występuje tu nieograniczona mnogość bodźców, które są podane na "tacy". Tu łatwiej jest zapewnić sobie dużą dawkę odczuć i wypełnić nimi chociaż na chwilę poczucie egzystencjalnej pustki. W wyimaginowanym świecie można też wykreować wizerunek eksponujący cechy pożądane przez narcyza.
Powyższy opis narcyzmu mógłbym równie dobrze umieścić w dziale "dezintegracji jednopoziomowa". Aczkolwiek umieściłem go tutaj, bowiem dezintegrację jednopoziomową powinien jednak poprzedzać okres integracji. U narcyza z racji środowiskowych defektów nigdy ona nie nastąpiła, zatem nie ma on egzystencjalnego punktu odniesienia. Bez tego nie ma mowy o zbudowaniu tożsamości, co zresztą sam przerabiałem. By rozpocząć wertykalny rozwój musiałem najpierw utożsamić swoje ja na poziomie pierwotnym, by poczuć że naprawdę żyje. Mój regres (uważałem się za osobę uduchowioną) z perspektywy wielopoziomowości rozwoju okazał się doskonałą i jedynie skuteczną formą autoterapii. Dzięki temu doprowadziłem do wyzbycia się iluzorycznych przekonań. Co najważniejsze, przestałem się w końcu nad sobą użalać. Ta skłonność jest sztandarową cechą u narcyzów. Zaangażowanie się w życie takim jakie ono jest w rzeczywistości było dla mnie bolesnym psychicznie procesem, ale otworzyło mi oczy na rzeczywistość. Czynnikiem wyzwalającym potencjał ludzki jest zawsze prawda, szczególnie ta trudna. Zadaniem na wczoraj dla narcyza jest zdjęcie masek oraz zaniechanie płonnego "myślicielstwa" i otwarcie się na gruntowną pomoc psychologiczną. Od uświadomienia sobie swojego stanu należy rozpocząć budowanie poczucia elementarnej tożsamości i kontynuować w oparciu o życiowe, szczególnie te trudne doświadczenia. Głównie dzięki nim zwiększa się nasza świadomość istnienia i rodzi się osobowość.
Posiadanie osobowości jest istotą człowieczeństwa, formą automatyzmu funkcjonowania. Najłatwiej rozpoznać jej deficyty u siebie poprzez relacje. Konkretnie obserwując zmienność swojego usposobienia w interakcjach społecznych w zależności od hierarchii czy znaczenia jaki nadajemy osobie, z którą w danym czasie przebywamy, środowiska w jakim się znajdujemy czy od wpływu jaki chcemy wywrzeć na daną osobę. Osoby mocno zintegrowane mają trudności w zmianie swojej ekspresji, nawet gdy bardzo chcą dopasowywać się do sytuacji. Paradoksalnie jednak to oni są postrzegani kolokwialnie mówiąc jako mający "jaja". Każdy wie jak zareagują w danej sytuacji, że zrobią to na swój sposób. W głębi serca każdy z nas pragnie realizować taką, stałą postawę życiową. Podziwiamy takie osoby za zdecydowanie, konsekwencję i skuteczność w realizacji wytyczonych celów. Jednak żeby była jasność. Samo posiadanie silnego charakteru nie rozwiązuje wszystkich egzystencjalnych wyzwań ani nie gwarantuje z automatu poczucia społecznego dobrostanu. Nie każda bowiem osobowość sprzyja harmonijnemu funkcjonowaniu w środowisku lub nawiązywaniu trwałych oraz satysfakcjonujących wszystkie strony relacji. Zintegrowanie oparte o pierwotne cechy miast o świadome zaangażowanie oparte na wartościach bardziej odzwierciedla świat zwierzęcy niż ludzki. Rozwój ludzkość to mówiąc kolokwialnie proces "odzwierzęcania" ludzkiej natury, by na końcu posiąść przypisaną tylko nam tożsamość, którą określają wartości czerpane przez konkretną osobę z szerokiego spektrum Miłości. Nasze obecne czasy preferujące głównie rozwój intelektualny sprawiają, że człowiek popada w egocentryzm z powodu deficytu społecznych więzi. Powszechnie brakuje nam rdzenia, dlatego jesteśmy coraz bardziej podzieleni i zantagonizowani. Nie powinien jednak dziwić nikogo ów fakt, bowiem egocentryzm jest powszechnym zjawiskiem w obecnych, przeintelektualizowanych czasach. Umysł pozbawiony odczucia więzi egzystuje na poziomie imaginacji własnej racji, bowiem każdy zamknięty układ tworzy swoją rzeczywistość. Nazywa się to dzisiaj "wyzwoleniem", pytanie tylko od czego. U egocentryka zapewne od zasady społecznych czy moralnych wywołujących u niego raczej pejoratywne odczucia. Konfrontacja z prawdą o sobie w ich kontekście najczęściej pociąga za sobą destrukcję nastroju samozadowolenia. I jest to jak najbardziej pozytywne dlań zjawisko o ile pójdzie za tym pragnienie przewartościowania życia. Stąd też nazwa opisywanej teorii Dezintegracji Pozytywnej. Dzisiaj, ze względu na słabą kondycję emocjonalną społeczeństwa coraz większego znaczenia nabiera kalkulacja własnych zysków i strat, w którym swoją genezę ma zjawisko psychopatii. U psychopaty emocje w zasadzie nie istnieją, bowiem zostały zablokowane poprzez nadmiar przeżytych zranień lub odrzucenie i totalną obojętność otoczenia. Psychopaci nie biorą się z powietrza, są owocem społecznej ignorancji, ich sposób funkcjonowania jest wynikiem rodzinnych dramatów. Jak sami zapewne rozumiecie, przywracanie poczucia dobrostanu psychicznego u człowieka z takim deficytem jest trudnym wyzwaniem. Czasami podejmują się go psychoterapeuci mainstreamowego nurtu, jednak chyba mało kto z nich zdaje sobie sprawę jak właściwie podejść do zjawiska psychopatii. Takiemu człowiekowi do trwałej przemiany potrzebny jest cały szereg trudnych doświadczeń, życiowych porażek, czasami takich które nim potrząsną. Jednak nie przeżywanych w osamotnieniu albo co gorsza odrzuceniu. Tak trudny proces jakim jest resocjalizacja psychopaty powinien zawsze odbywać się z udziałem kompetentnych osób, przejawiających absolutnie bezinteresowne dlań zaangażowanie. Na człowieka skażonego skrajnie interesownym sposobem bycia wpływ wolontariackiej pracy ma bardzo pozytywne oddziaływanie.
Każdy z nas będąc na etapie poziomu integracji pierwotnej musi przejść swoisty proces resocjalizacji, gdyż życie zawiera w sobie naturalne mechanizmy wykluczające aspołeczne zachowania. I nie chodzi mi tu wyłącznie o cierpienie. Odczuwamy to wtedy, gdy mamy wrażenie że wszystko idzie nam jak po grudach, gdy odczuwamy nieustanny ciąg porażek, płonnych wysiłków albo ubywa nam sił witalnych tudzież zdrowia. Paradoksalnie na tym poziomie dominującym popędem jest chęć bycia permanentnie zadowolonym oraz zaopatrzonym. Dlatego powszechnie dominuje tu egzystencjalna gorycz i poczucie surowości życia. Jeżeli rzeczywiście dążenie do osobistej satysfakcji determinuje wszystkie Twoje aktywności powinna zapalić się w Tobie czerwona lampka ostrzegawcza. Pragniesz doświadczać życiowego powodzenia ? Wszyscy tego pragniemy. Jednak nie wszyscy pragniemy czerpać profity wyłącznie dla siebie. Zapewne unikasz aktywności wymagających społecznego zaangażowania, obywatelskiej odwagi czy zaangażowania w sprawy innych. Brakuje Ci zapewne duchowego określenia się, czyli wybrania strategicznego kierunku swojego życia. Co ci w tym przeszkadza ? Zbytnie przywiązanie do swojej wąskiej jak tyłek kulturysty strefy komfortu. Jakkolwiek tą strefę odczuwasz, ogranicza ona Twoją życiową przestrzeń i zamyka na prawdziwe bogactwo doznań. Żeby się rozwijać musisz przekraczać samego siebie, nie bać się wyzwań i trudów. Nie należy też ignorować odpowiedzialności wynikającej ze stanu, przynależności do danej grupy. Wyzwania, szczególnie te trudne z którymi sobie poradziłeś lub też nie do końca, powodują wertykalny rozwój osobowości w Tobie. Ona jest jedyną wartością własną wartą posiadania. Dlatego odrzuć życie sytego kota jeżeli takie prowadzisz, wypłyń na głębie życia i podejmij wyzwania swojego rozwoju. Wyjdź naprzeciw ludziom borykającym się z większymi ciężarami od tych, które sam dźwigasz, a Twoje wyzwania staną się lżejsze. Zapamiętaj sobie jednak chyba najważniejszą rzecz na tej stronie. Budowanie stabilnej psychiki i trwałej osobowości jest awykonalne, gdy do wartości moralnych podchodzisz ambiwalentnie. Gdy tolerujesz je w odniesieniu do siebie, bo chcesz mieć święty spokój z łachami wchodzącymi Ci bez przerwy w drogę. Aczkolwiek sam niechętnie ograniczasz się jakimikolwiek zasadami. Płonne będą twoje wysiłki gdy będziesz podejmował, podejmowała tylko te wyzwania, które zagwarantują Ci kolokwialnie mówiąc karierę. Gdy wszystko robisz wyłącznie dla siebie i szeroko pojętego zysku własnego. Czy inni ludzie w ogóle Cię obchodzą, jeżeli nie doceniają twoich osiągnięć, nie rozbawiają Cię albo zaopatrują ? Wiem, z takimi najlepiej tworzy się "pakę" czyli układ społecznej koabitacji bez zobowiązań. Swego czasu też tak miałem. Większość ceni sobie przynależność do takiej grupy. Jednak to trwałe, oparte na prawdziwej więzi relacje jak rodzina są tą wartością, którą powinniśmy pielęgnować. Niestety w dzisiejszych czasach zdarza się, że nawet ona nas skrzywdzi lub zawiedzie, a wówczas całkowicie zamykamy się w sobie. Wtedy trudno jest sprostać jakimkolwiek wyzwaniom rzeczywistości, znaleźć egzystencjalny fundament. Do bezinteresownego zaangażowania społecznego raczej nie mamy wówczas predyspozycji ani tym bardziej chęci. Bez poczucia więzi rodzinnych z dużą dozą prawdopodobieństwa wpadniemy w patologiczne środowisko. Zdani, we własnym mniemaniu, wyłącznie na własne możliwości w brutalnym świecie egocentryków możemy stracić wszelką motywację do respektowania zasad społecznych. Wówczas nabywanie inteligencji oraz sprawności fizycznej staje się priorytetem. Normalnie dalecy jesteśmy od ostentacyjnego żerowania na zasobach innych, bowiem to mocno zaniża nasze poczucie wartości. Jednak w tym przypadku, jak tylko nadarzy się okazja wykazania się sprytem lub zajdzie potrzeba chwili oszukamy lub wydrenujemy frajera z jego zasobów. Tym bardziej, gdy zauważymy, że druga osoba nie umie się obronić. Będziemy uderzać w jej poczucia wartości i ją gnębić, prowokować, by tym sposobem dowartościowywać swoje ego. Udowodnić, że to my mamy rację, reprezentujemy "prawdziwą" rzeczywistość. Będąc w takim stanie integracji respektujemy tylko tych, których się boimy, ignorujemy natomiast "wrażliwców" czyli frajerów. O to co uznajemy za swoje walczymy wszelkimi możliwymi, nawet niezgodnymi z prawem sposobami. Będąc na tym poziomie staramy się po prostu przeżyć w egocentrycznym świecie, który jest na wskroś bezwzględny. Jego bezwzględność ma jednak swoją rolę do odegrania. Ma wzbudzić w nas pragnienie lepszego życia. Doświadczanie rzeczywistości poprzez ścieranie się z zagrożeniami i egzystencjalnym lękiem budzi pragnienie bezpieczeństwa i spokoju.
Dużo gorszym stanem bytu jest przebywanie w letargu, Jakim jest zjawisko narcyzmu. Narcyz nie posiada zintegrowanej osobowości, dlatego kreuje swój wizerunek na potrzebę chwili. Jest jak tzw. chorągiewka na wietrze. Stale musi dopasowywać się do sytuacji oraz konkretnej osoby. Dla zamaskowania iluzoryczności swoich cech eksponuje je często ponad miarę. Przy każdej okazji stawia się na piedestale. Brak wykształconej osobowości idzie w parze z brakiem poczucia własnej wartości. Sprzyja życiu pod kloszem, bo w istocie jest konsekwencją nadopiekuńczego wychowania. Może też być wynikiem oziębłości rodzicielskiej. Czyli ogólnie wynika z deficytów poczucia tożsamości, poczucia bezpieczeństwa i więzi w okresie rozwoju. Narcyz w "dorosłym" życiu pragnie czerpać z życia bardziej niż przeciętny egocentryk. Głównie po to, by wypełnić wewnętrzną pustkę. Wchodzi w pseudo relacje z potencjalnymi narcyzami będącymi na drugim biegunie tego zjawiska. To znaczy ten z nadmiernym poczuciem znaczenia szuka ofiary w postaci niedowartościowanego, natomiast niedowartościowanemu bardzo imponuje sprawiający ponadprzeciętne wrażenie. Dlatego są to pseudo "związki", bo każdy z nich wchodzi doń wyłącznie dla korzyści własnej. Jeden z niezgłębionej potrzeby dowartościowania się, drugi z potrzeby nieustannej atencji. Ten słabszy stara się być "dobry" ponad miarę, lubi epatować wrażliwością. Czyni tak tym gorliwiej, im więcej wizerunkowego zysku osiągnie będąc w relacji, zostanie zauważony i zaakceptowany. Ich życie przypomina koabitację interesów miast interakcje emocjonalną. Żyjąc w takiej subiektywnej iluzji nie da się wytworzyć kompetencji społecznych typu empatia, dialog, odpowiedzialność. Gdy w takim związku pojawi się dziecko nie doświadczy ono zdrowo przejawianej Miłości. Będzie zdezorientowane, przygaszone, nie wykształci w sobie elementarnych cech. Tak tworzą się toksyczne "rodziny", gdzie kochana jest iluzja, w których jest obojętność, pustka i poczucie beznadziei. Jednak wchodzą w to, bo szukają sensu życia, chcą doświadczać Miłości. Narcyzi czują podświadomą potrzebę bycia kochanym jak nikt inny. Jednak żyjąc iluzjami niszczą jej przejawy w zarodku. Ratunkiem dla takich osób jest uświadomienie sobie swojego stanu, zaakceptowanie siebie takimi i podjęcie rodzinnej terapii. Może unikną wtedy tego, co sam musiałem przejść jako dziecko, a potem mąż i rodzic.
Na poziomie integracji pierwotnej panuje przekonanie, iż świat należy do silnych, bezwzględnych i bogatych. Za takiego chce uchodzić niemal każdy egocentryk i zrobi wiele, by tak o nim myślano. Wtedy poczuje zadowolenie, czyli będzie spełniony. Podporządkowanie ludzi w otoczeniu jest jednym z najważniejszych celów dla egocentryka. Doznania związane z seksem są dla niego bardzo ważne, jak nie najważniejsze. Od nich uzależnia trwanie w związku, o ile wszystko inne również będzie przebiegać w miarę na jego zasadach. Trudno jednak jest wytrwać na takich warunkach przez długie lata. Tym bardziej, że każdy egocentryk jest stale otwarty na flirty i przelotne okazje do zaspokojenia rozbudzanego wciąż libido. Jego niestety nie da się nasycić, wzrasta wraz z doświadczaną intensywnością. Pożądanie skłania do wypatrywania osób obfitujących w konkretne wdzięki. Człowiek nim przesycony odpowie na najmniejszy sygnał zainteresowania. Dyskomfort związany z kłamstwem czy manipulacją dla egocentryka nie istnieje, bowiem nie doznaje on żadnych wewnętrznych napięć czy konfliktów moralnych. Odczucie psychicznego cierpienia postrzega co najwyżej jako frustrację, brak, nudę, upokorzenie, odrzucenie czy strach. Na poziomie integracji pierwotnej to są typowe odczucia. Rozwój człowieczeństwa kojarzony jest tu wyłącznie z rozwijaniem konkretnej profesji, talentu. Dla narcyza są one dobrym sposobem na wybicie się ponad przeciętność i ucieczką od szarej codzienności. Typowym brakiem na tym poziomie jest niechęć do retrospekcji swojego życia. Z tego stanu może człowieka wyrwać jedynie odczucie bolesnych konsekwencji swojego wyjałowionego z wartości sposobu bycia. Gdzie ich szukać w egocentrycznym świecie ? Tam ich jest niewiele. Ich źródłem na pewno jest Jezus Chrystus, który według mnie jako jedyny jest w stanie pomóc takim osobom podnieść się z egzystencjalnego letargu. Zrobił to ze mną, poradzi zrobić z każdym. Zniósł ogromne cierpienia, gdyż bez tej Ofiary ludzkość pogrążyłaby się w otchłani własnego egocentryzmu. Wystarczy, że uznasz Go za swojego Zbawiciela i staniesz w przed Nim w prawdzie o sobie a Twoje życie nabierze prawdziwego sensu.
Prof. Kazimierz Dąbrowski na podstawie długoletnich obserwacji naukowych uznał egocentryzm jako zarodek człowieczeństwa, który w procesach życia prędzej czy później będzie zmuszony wyewoluować do wyższych jego poziomów. Chyba jako jedyny przedstawiciel psychologii ujrzał pozytywne aspekty życiowych dramatów. Zaadoptował nawet psychopatię, którą zalicza do najniższej formy ludzkiej egzystencji. Był wrażliwy na krzywdę osób, dbał szczególnie o dzieci zagrożone moralnie, krzywdzone przez środowisko. Rozumiał, że "zło" wynika z deficytu Miłości i wynikających z tego zranień. Jest reakcją na przekroczenie masy krytycznej cierpienia i opuszczenia. Jednak nie deprecjonował dramatycznych zjawisk lecz patologiczne czynniki je wywołujące. Bowiem cierpienie i wywoływane przezeń zjawisko trudu istnienia traktował jako płaszczyznę do rozwoju trwałej i harmonijnie funkcjonującej w społeczeństwie, szczęśliwej osobowości. Spotkałem się z jego pracą już na końcu swojej drogi rozwoju opartej na chrześcijańskich wartościach i z wielką radością odkryłem podobieństwo Teorii Dezintegracji Pozytywnej z moim światopoglądem. Posiadałem w młodości wiele cech, o których pisałem wcześniej. Dzisiaj jestem zupełnie nowym człowiekiem. Dlatego głoszę możliwość przemiany osobowości wbrew malkontentom czy oportunistom w tym zakresie. Każdy kto zrozumie swoje położenie ma szansę na rozwój o ile zdoła uwierzyć w możliwość zmiany na lepsze i zaprzeć się obecnej wersji samego siebie. Do pewnego stopnia żyjemy tak jak ukształtowało nas środowisko, jednak w odpowiednim czasie i sprzyjających okolicznościach jesteśmy w stanie sami kształtować swoje życie. Jeżeli w wyniku licznych frustracji i zagubienia w brutalnym świecie ktoś poczuje potrzebę zasadniczych zmian, to będzie bardzo pozytywny przejaw. Masz już dosyć ? Doskwierają Ci konsekwencje egocentryzmu ? Nie masz ochoty na dalszą egzystencjalną walkę w wiatrakami ? Życie wydaje Ci się być pasmem nieszczęść ? To całkiem normalne odczucia, otwierające na Miłość. Gdy tylko zaczniesz oddawać zajmowane przez siebie miejsce w centrum Wszechświata i wejdziesz razem z innymi w wir życia, wszystkie problemy zaczną się stopniowo rozwiązywać.