Tym co zasadniczo odróżnia ten poziom człowieczeństwa od wcześniejszych jest odmienne od egocentrycznego postrzeganie siebie i rzeczywistości. Parafrazując dokonanie Kopernika w astronomii, nie traktujemy już priorytetowo ego i własnych potrzeb jakbyśmy byli w centrum Wszechświata. Poczucie tożsamości opieramy na więzi z Ojcem, przed którym zawsze stajemy w prawdzie o sobie. Bowiem ten poziom obliguje do Miłości, czyli w pierwszej kolejności do przestrzegania uniwersalnych praw jak uczciwość czy odpowiedzialność. Ich respektowanie wynika z zaangażowania, osobistej autentyczności, a nie jak to ma miejsce na niższych poziomach, ze strachu przed karą lub budowania własnej tożsamości na tradycji czy poczuciu przynależności do lokalnej kultury. Charakter poziomu piątego wyzwala poczucie wewnętrznej wolności, której nie należy kojarzyć z zależnością czy samowystarczalnością. Bowiem człowiek w pełni wykształcony osobowościowo bardziej niż kiedykolwiek wcześniej przejawia naturalną potrzebę współistnienia i wzajemnych więzi. Ta potrzeba wynika bezpośrednio z wysokiej wrażliwości psychicznej, w której Miłość stanowi główny paradygmat. 

  Jakikolwiek światopoglądowy rozdźwięk pomiędzy dwiema osobami tego poziomu jest wykluczony. Przykładem ludzi zbliżających się lub będących na tym poziomie rozwoju, są ci powszechnie postrzegani jako święci. Tym co w globalnym mniemaniu decyduje o wyborze do panteonu świętych jest predyspozycja woli Miłości bez ograniczania do grona rasy, kultury, wyznania czy lokalnego środowiska, gdyż jest Ona wartością uniwersalną. Aczkolwiek ludzi bliskich Jej ideałom nie brakuje również w kręgach religijnych czy kulturowych. Są nimi między innymi Marcin Luter King, Mahatma Gandhi, Nelson Mandela, Janusz Korczak, czy mało znany polski lekarz Ludwig Hirszfeld. Muszę tu jednak zaznaczyć, iż globalny wizerunek nie jest niezbędny, a wręcz może być przeszkodą do osiągnięcia piątego poziomu rozwoju osobowości. Myślę, że wielu nieznanych światu z imienia i nazwiska ma ogromne zasługi w szerzeniu uniwersalnego dobrostanu ludzkości. Nawet gdy nie obejmowali swoim oddziaływaniem globalnej rzeczywistości, zgodnie z prawem rozchodzącej się fali ich wpływ rozszerzał się z czasem na wszystkich. Wystarczyło, że wytrwali oni w postawie Miłości, nierzadko aż do ofiary życia. To cisi i skromni zgodnie z obietnicą naszego Pana obejmują Ziemię w posiadanie. Zapewne dlatego, że cechują się brakiem egocentryzmu i emanują głębokim poczuciem wspólnoty. Nie mają potrzeby dbania o wizerunkowy czy propagandowy wydźwięk swojego zaangażowania.

  Ludzie będący na tym poziomie człowieczeństwa dzięki ponadprzeciętnej wrażliwości i empatii oraz wysokiemu stopniowi zrozumienia istoty rzeczywistości są w stanie osiągnąć absolutny szczyt rozwoju osobowości. Uosabiają egzystencjalny autentyzm przejawiający się sposobem bycia adekwatnym do przyjętych wartości. Miłość zaspokaja ich wszystkie pragnienia, zatem jest stałą predyspozycja ich woli. Ona sprawia, iż dysponują popędem do zaangażowania się w szerzenie harmonii i powszechnego dobrostanu. Tak ukształtowany człowiek nie martwi się już o własną egzystencję, bez względu na okoliczności życia. Jeżeli przejawia jakąkolwiek troskę, to dotyczy ona głównie otaczającej społeczności. Aczkolwiek błędem jest przekonanie, iż nie posiadają także osobistych pragnień. Oni zawierzają Miłości Ojca odkładając ich realizację na dalszy plan o ile taka będzie wola Najwyższego. Głęboka więź duchowa z Ojcem przynosi im poczucie szczęścia i spełnienia. Na samym szczycie własnych osiągnięć stawiają relacje Miłości ze Stwórcą. On dla nich jest najczulszym Ojcem i mentorem.

   Na tym poziomie pogłębia się perspektywa percepcji, zatem również troska o środowisko naturalne. Osoba piątego poziomu żyje pełnią twórczego potencjału. Ma poczucie prawdziwej wolności kreowania rzeczywistości będącej owocem inspiracji wypływającej z czystego serca. Innymi słowy poczucie wolności pozbawione jest determinacji do spełniania niskich popędów czy destrukcyjnych instynktów. Wszystko to sprawia, że nie doświadcza się już żadnych wewnętrznych czy też zewnętrznych napięć. Szczególnie dotyczy to sfery seksualnej, która nie determinuje woli odczuciem pożądania. Aczkolwiek nie ma to nic wspólnego z impotencją, bowiem wciąż pozostajemy wrażliwi na powab i piękno. W końcowym efekcie osobowego rozwoju nie tracimy wrażliwości na piękno, niczego co jest prawdziwie ludzkie, lecz doskonalimy sposób reakcji na bodźce płynące do nas poprzez zmysły. Jednak wysoka samoświadomość nie pozwala przejmować całkowitej kontroli nad wolą sferze odczuć.

  Sposób bycia całkowicie podporządkowany jest uniwersalnym zasadom. Empatia, uczciwość i dążenie do społecznej harmonii staje się normą działania. Skutkuje to nieustannym, dalszym rozwojem osobowości, pogłębianiem odczucia Miłości. Ona nadaje odtąd życiu kierunek i poczucie sensu. Zapładnia do twórczego działania, uwrażliwia na delektowanie się klimatami wynikającymi z relacji, piękna, złożoności otaczających zjawisk czy wyrafinowanych form. Tworzenie związków odbywa się na zasadzie świadomego wyboru miast wzajemnego pożądania. Cechuje je absolutna wyłączność i dozgonna lojalność. Osoby zespalają się tu na poziomie duchowym, czyli wspólnego pielęgnowania tych samych wartości. Małżeństwo na każdym etapie rozwoju jest relacją opartą na więzi dwojga osób, na intymności. Jednak na poziomie piątym przede wszystkim dochodzi do całkowitego zespolenia na poziomie ducha. Zatem związkowi nie zagrażają już emocjonalne napięcia, które zawsze występują w relacji, szczególnie zdominowanej pożądaniem. Tu intymność jest wyrażana poprzez cały wachlarz wysublimowanych doznań. Ludziom na pierwszych stopniach rozwoju może wydawać się to demobilizujące, wręcz chore. To normalne, gdyż póki co nie rozumieją życia bez pożądania, nie wyobrażają sobie bycia z drugą osobą na wyłączność bez determinującego związek pociągu seksualnego. Z czasem, gdy człowiek dojrzewa duchowo zaczyna rozumieć, że nie sposób osiągnąć stabilnego poczucia więzi będąc uzależnionym od pierwotnych, hedonistycznie motywowanych instynktów. Pożądanie stanowi "ślepą" siłę i nigdy nie wiadomo w jakim kierunku nas powiedzie. Dlatego trzeba nauczyć się budować więzi w oparciu o duchowe wartości. Te autentyczne, czyli wspierające relacje.

  Na opisywanym poziomie autonomicznej osobowości nie istnieje żadne nałogowe uzależnienie od bodźców zmysłowych. Zatem żadne perturbacje wynikające z hedonistycznych popędów już tu nie występują. Postawa uważności oraz powściągliwości stabilizuje sferę psychiczną. To sprawia uzdrowienie naszej woli, która jak już wspomniałem, dopiero na tym poziomie staje się prawdziwie wolna w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Brak pierwotnych determinantów jak i nieuzdrowionych (czyt.) niewybaczonych ran z przeszłości daje poczucie egzystencjalnej otwartości. Bez tego nie sposób zbudować trwale zintegrowanej osobowości będącej w stanie tak wewnętrznej jak również zewnętrznej harmonii. Dlatego na tym poziomie niezbędnym jest posiadanie zweryfikowanego przez życie światopoglądu, który sprzyja poszerzaniu naszych kompetencji społecznych. Ta prosta weryfikacja nie pozostawia złudzeń, czy jesteśmy na właściwym kursie. Duchowa Prawda wyzwala, również od zranień i daje kompetencje do zarządzania kryzysami, a więc życiem. Wszystko to sprzyja wertykalnemu rozwojowi osobowości. Dlatego nie może się ona przebić do globalnej świadomości, gdyż człowiek egocentryczny do niczego jej nie potrzebuje. Świat ignoruje jakiekolwiek przejawy Prawdy, bądź z nimi walczy, gdyż pod pojęciem świata zawiera się całe spektrum egocentrycznego usposobienia.

   Wiem to, bowiem osobiście też tak postępowałem w swoim życiu i dzisiaj nie mam problemu, żeby chcieć to dostrzec i się do tego przyznać. Wszyscy przykładamy się do egzystencjalnej nędzy jaka nas dotyka coraz bardziej.  Wypieranie faktów zawsze wpędzało mnie na egzystencjalne bezdroża. Poczucie powrotu na właściwą drogę wiązało się u mnie z powrotem do autentyczności, a tą realizowałem dzięki wartościom głoszonym przez Jezusa Chrystusa. Piszę konkretnie i bez pozostawiania jakichkolwiek niedomówień. Tylko z Jego duchowym wsparciem byłem zdolny brać na swoje barki prawdę o sobie, podejmować jarzmo życia i zaakceptować trudy wyzwań. On nadał sens mojemu beznadziejnemu położeniu jak również cierpieniom jakie mi towarzyszyły w życiu odkąd pamiętam. Nie miałem nikogo, z kim mógłbym o tym nawet porozmawiać. I wciąż czuję, że świat nie jest gotowy na tak głębokie obnażenie swoje nędzy życia bez Miłości.

  Jako ludzie jesteśmy zróżnicowani i zawsze będzie istniała w społeczności hierarchia. W znaczeniu uniwersalnym nie wynika ona jednak z jakiegoś nadania czy uzurpacji. Raczej ze stopnia realizacji duchowej, aspiracji moralnej indywidualnego człowieka, jego zaangażowania w doskonalenie charakteru, a nade wszystko z poziomu zaangażowania społecznego.  Różnorodność cech i potencjałów stanowi o bogactwie różnorodności Życia, zatem samo w sobie nie jest to zjawisko godne pogardy. Problem pojawia się, gdy życie zaczyna być traktowane jako własność najbardziej wpływowej w danym czasie kasty społecznej, instytucji czy nie daj Boże pojedynczej osoby czyli tyrana. Ono jest dobrem powszechnym, każdy ma w nim udział, bez względu na jakim etapie rozwoju się znajduje i czy reprezentuje prozaicznie rozumiany świat czy uniwersalne wartości. W pełni ukształtowany człowiek to rozumie, zna swoje służebne miejsce w Stworzeniu i służy mu z całego serca. Tu już nie może być mowy o szowinizmach, związanych z nim konfliktach interesów, promowaniu własnego widzimisię lub hołdowaniu egocentrycznemu indywidualizmowi. Wysoka wrażliwość społeczna przejawiająca się chociażby w bezinteresownych działaniach jest absolutnym minimum na tym poziomie integracji, która u osób z pogłębioną wrażliwością duchową powinna być realizowana również na płaszczyźnie uniwersalnej. Bowiem tak w kwestii indywidualnej jak również społecznej wszystko co istnieje znajduje się w polu podstawowej siły, którą zwiemy powszechnie Miłością. Ona inicjuje wolę tworzenia i tworzy plan dla powszechnego rozwoju. Pełne i otwarte zaangażowanie człowieka w ten proces sprawia, że w jego sferze odczuć pojawia się błogostan powszechnie kojarzony z uczuciem Miłości. Nie należy się jednak zbytnio do tego stanu przywiązywać i chcieć trać w nim permanentnie. Trzeba umieć żyć w całym spektrum odczuć, mając w zanadrzu, gdzieś w głębi serca schowaną Prawdę. Zadaniem tak ukształtowanego człowieka jest zaangażowanie się w życie jeszcze głębiej i dzielenie trosk i wyzwań z innymi, by będąc blisko ludzi dawać im nadzieję.

   Życzmy sobie, by ludzi o tak wysokim poziomie rozwoju było odpowiednio dużo w naszym lokalnym społeczeństwie, narodzie i całej ludzkości. By takie wartości jak odpowiedzialność, empatia, autentyzm, zaangażowanie, zdolność do poświęceń, powściągliwość były realizowane również na poziomie instytucji.  Dążmy do ich obecności w prawie, polityce, środowiskach społecznym i najważniejsze czyli w rodzinach. W obecnych, dekadenckich czasach niestety promuje się egocentryzm, nie dba się o wyżej wspomniane kwestie. Brakuje zatem możliwości rozwoju dla naszych dzieci w spokojnych, naturalnych środowiskach. Nie uczy się ich przykładem zdolności do podtrzymywania więzi, nie chroni przed oczywistymi dlań zagrożeniami jakie generuje indywidualistyczny sposób bycia. Pogłębia je nadmierne korzystanie z technologii wirtualnych. Przestajemy być społecznością, a stajemy się zbiorem wyalienowanych psychicznie, anonimowych jednostek. Świadomość siebie oraz rzeczywistości, uniwersalnych czy duchowych praw jest na drastycznie niskim poziomie. Naiwnością jest, że wszystkie środowiska są zainteresowane promowaniem autentycznych wartości. Toczy się obecnie duchowa walka o wpływy dobra i zła, pomiędzy którymi od zarania istnieje zasadniczy konflikt interesów. Aczkolwiek jedynie skuteczna "walka" z egzystencjalnymi patologiami może odbyć się poprzez własny rozwój i osobiste zaangażowanie we własny rozwój. Korekta własnej postawy jest jedyną skuteczną formą realizowania pozytywnych zmian społecznych. Postęp w radzeniu sobie z tym zadaniem oraz nasza skuteczność jest weryfikatorem naszego światopoglądu w kontekście uniwersalnych wartości.

  Czy jest możliwe, by taka społeczność wykrystalizowała się wyłącznie na drodze ewolucji ? Absolutnie nie. Z tej prostej przyczyny, że ewolucja kieruje się prawami natury i biologicznego doboru. Nawet gdy nie jest on całkowicie ślepy, to jest zdeterminowany instynktem przetrwania kosztem innych organizmów. To z wrażliwością czy moralną postawą niewiele ma wspólnego. Ewolucja rządzi się prawem zdrowszego, silniejszego, cywilizacyjnie zasobniejszego, mającego większe zasoby. Człowiek posiadający osobowość piątego poziomu przekracza wszystkie uwarunkowania prymitywnego determinizmu. Rozwinął bowiem w sobie zdolność do poświęceń nawet kosztem własnego przetrwania. Owszem będąc w ciele ciągle podlega się prawom natury, aczkolwiek również je przekracza. Do tego trzeba jednak posiadać tożsamość opartą na prawdziwych wartościach. Tam gdzie zaczyna się życie w Prawdzie, tam kończy się ewolucja i powoli tracą rację bytu prawa natury. Ostateczny rozbrat z nimi człowiek dokonuje w chwili śmierci swojego ciała. Jednak nawet ona nie wywołuje w tak ugruntowanej osobowości większych poruszeń. Gdy człowiek jest zintegrowany na poziomie duchowym nie podlega już osobowościowej destrukcji. Tak uformowana przechodzi płynnie do wymiaru, z którego została powołana do życia poprzez narodziny w ciele człowieka. Nie zanika jednak indywidualność. Osobowość jest dziełem Miłości, stworzona na Jej obraz i podobieństwo. Mówię to z całym przekonaniem, gdyż ta wiara jest u mnie połączona z absolutną pewnością, w dodatku popartą długoletnim procesem weryfikacji. Między innymi niewytłumaczalnym z pozycji uwarunkowań mojego środowiska, wręcz nieprawdopodobny progres rozwoju osobowości.

Czy jest on zakończony ?

Oby trwał zawsze