Czym dla człowieka jest Rzeczywistość? Czy stanowi ją jedynie suma bodźców odbieranych zmysłami? Wielu z nas z pewnością tak właśnie ją postrzega. Dla innych rzeczywistym aspektem są dodatkowo ich własne przekonania. Ci jednak, którzy zbliżają się do Prawdy, uważają, iż rzeczywistość jest miarą tego, jak głęboko i autentycznie odbieramy samych siebie oraz otaczający nas świat.
Taką perspektywę rysuje nam Teoria Dezintegracji Pozytywnej. Według niej u genezy prawdziwego rozwoju musi leżeć imperatyw demaskowania iluzji, z których utkana jest nasza codzienna egzystencja. Świadoma wola wglądu w siebie jest pierwszym krokiem do tego celu. Do tego jednak też trzeba w jakimś stopniu dojrzeć.
Jaki bowiem motywację do zagłębiania się w sobie ma człowiek skupiony na prymacie własnych pragnień i instynktów, postrzegający świat przez wąski filtr osobistych potrzeb ? Jeśli coś nie służy natychmiastowemu zaspokojeniu czy zwiększeniu komfortu, zostaje temu natychmiast przypięta etykieta "nieprzydatnego". W takiej optyce zewnętrzna rzeczywistość staje się z gruntu fałszywa, ponieważ jest jedynie echem tego, co jednostka wybiera dla siebie.
Ten egocentryczny balast u współczesnego człowieka uniemożliwia dialog o istocie bytu. W tak ufortyfikowanej osobowości prędzej czy później pojawia się wewnętrzny chaos. Rodzi się on w momencie zderzenia subiektywnych pożądań z obiektywnymi prawami natury, etyki czy wzajemnych relacji. Ów chaos to sygnał, że nasze „Ja” wznosi wieże z piasku, które muszą runąć pod naporem prawdy. Im wcześniej, tym lepiej.
Kiedy zastana rzeczywistość zadaje nam trud albo cierpienie (niebędące wynikiem przestępstwa oczywiście), nie jest to bynajmniej dowód na jej wrogość. Stanowi to raczej sensoryczny dar Prawdy – sygnał alarmowy wskazujący na wewnętrzną niekompletność i konieczność pilnej korekty kursu. Prawdziwe dojrzewanie następuje, gdy zaczynamy wielowymiarowo ogarniać i przykładać nasze „Ja” oraz środowisko do Ideału Osobowości i Wartości Absolutnych (Prawda, Miłość, Dobro). Proces ten jest bolesnym uświadamianiem sobie deficytów - niszczeniem subiektywnych map i budowaniem nowych, opartych na transcendentalnej rzeczywistości - lecz pozostaje jedyną drogą do Autentyzmu.
Kluczową rolę odgrywa tu wewnętrzny kompas moralny. Naszym celem jest osiągnięcie spójności wewnętrznej – stanu, w którym każdy aspekt naszego istnienia harmonijnie rezonuje z wybranym przez nas Ideałem. Wymaga to subiektywno-obiektywnej oceny – zdolności do nieustannej weryfikacji, do czego obrana droga nas prowadzi i czy to, kim się stajemy, jest zgodne z tym, kim mamy być według moralnego założenia. Autentyzm to codzienna, konsekwentna praca polegająca na budowaniu tego wewnętrznego wzorca, niczym rzeźbienie formy w twardym materiale, nawet jeśli demontaż iluzji i mechanizmów obronnych okazuje się procesem skrajnie niekomfortowym. Kształtowanie charakteru poziomu piątego (TDP) jest aktem woli, a nie dziełem przypadku.
Gdy tego wewnętrznego wglądu brakuje, nasze iluzje projektujemy na zewnątrz. Wszelkie dyskusje światopoglądowe stają się wówczas jedynie wyrazem subiektywnej percepcji uczestnika debaty, co nieuchronnie prowadzi do sporu. Aby jednak te starcia nie wywoływały wojen i walk plemiennych – jak bywało zazwyczaj w zamierzchłych dziejach – cywilizacja, na fali Oświecenia, wypracowała mechanizmy zastępcze.
Wynaleźliśmy pojęcia mające tonować nastroje: tolerancję, równość czy dyplomację. Historia uczy jednak, że rewolucja ta miała też swoją krwawą cenę – zanim te społeczne konwencje przyjęły się na dobre, musiało upaść wiele głów. Rodzi się więc pytanie: czy w istocie są umocowane moralnie oraz czy te bezpieczniki rzeczywiście rozwiązują problem, jakim jest brak globalnej jedności?
Być może stanowią jedynie pudrowanie rzeczywistości, maskując nieadekwatność społeczną i brak autentyzmu wyrażania więzi, bez której jakość naszej egzystencji znacząco spada? Odpowiedź niesie sama rzeczywistość. Mimo dekad promowania tych haseł, spory nie tylko nie zanikły, ale wręcz uległy drastycznej polaryzacji. Współczesna eskalacja napięć i realne widmo kolejnego globalnego konfliktu stanowią bolesne potwierdzenie nieskuteczności tych substytutów. Okazuje się, że dyplomacja i poprawność polityczna to zbyt słabe spoiwo, by utrzymać w ryzach ludzkie egoizmy, gdy brakuje fundamentu w postaci autentycznego rozwoju duchowego.