white stork perched on brown wooden post under blue sky during daytime

Egocentryzm

01 listopada 2023

      Egocentryzm jest definiowaniem rzeczywistości wyłącznie z perspektywy "ja", czyli własnych aspiracji,  potrzeb, przekonań oraz odczuć. Taka postawa skłania do pychy, czyli postrzegania siebie w kategorii uprzywilejowanego bytu, który rości sobie prawo do nieograniczonej wolności i dostępu do zasobów. Wynikają z niego również inne konsekwencje jak predyspozycja do samozadowolenia, konformizmu, pożądania doznań, szowinizmu i stawiania w kategorii honoru bycie samowystarczalnym bytem.

 

Jednak istota egocentryzmu nie stanowi predyspozycji osobowości pierwotnej człowieka, gdyż wyraźne jego przejawy widać u dzieci, które nie wykształciły jeszcze osobowości. Większość z nich nie przejawia dzięki temu wymienionych konsekwencji egocentryzmu. Dziecinny egocentryzm jest naturalnym i akceptowalnym zjawiskiem. Z punktu widzenia ewolucji wydaje się on być wręcz bardzo potrzebny. Bezbronne istoty "bezpardonowo" domagają się zaspokojenia swoich potrzeb, przede wszystkim nakarmienia, a w trakcie rozwoju zapewnienia warunków do prawidłowego rozwoju chociażby poprzez wspólną zabawę. U dzieci jednak, w ramach wychowawczego oddziaływania, opartego na wartościach egocentryzm naturalnie ustępuje. Między innymi dzięki socjalizacji w środowisku rodzinnym czy rówieśniczym. Samo to jednak nie zapewnia pełnego powodzenia w wykształceniu osobowości poziomu piątego wedle teorii Dezintegracji Pozytywnej. Aczkolwiek niemal z automatu wynosi człowieka na poziom trzeci. Dalszy rozwój musi się już opierać na osobistym zaangażowaniu w przełamywanie uwarunkowań biologicznych i na wzroście samoświadomości duchowej. Jednak będąc na poziomie trzecim człowiek posiada mocne fundamenty.

 

Aby rozwój dziecka potoczył się właściwie w środowiskach wychowawczych musi zachodzić konstruktywna komunikacja, głęboka więź i wsparcie. Pytanie jednak gdzie takich rodzin dzisiaj szukać w świecie, w którym większość odcina się od otaczającej rzeczywistości zatracając się w świecie medialnym czy wirtualnym. Osobiście dobrze funkcjonujących rodzin po prostu nie znam. Sam również wychowywałem się, nie boję się tego napisać, w patologii i takąż stworzyłem. Miałem jednak to szczęście, że zaszczepiona została mi wiara w Jezusa Chrystusa, co okazało się być solidnym fundamentem w długotrwałym procesie dojrzewania.

 

Wiem z autopsji, że osoby, które nie miały szczęścia dorosnąć i jednocześnie dojrzeć w dobrze funkcjonującym środowisku, są w jakiejś mierze narcystyczne. Niedojrzałość osobowościowa, przejawia się większą tendencją do koncentrowania się na sobie z racji notorycznego zmagania się z wewnętrznymi kryzysami, a nierzadko własnymi demonami. Co pogłębia zjawisko egocentryzmu i tendencji do popadania w kłopoty.

Kryzysy w przypadku egocentryka wynikają z deficytu poczucia trwałej tożsamości i poczucia więzi, czyli deficytu samopotwierdzenia jak i obiektywnego odniesienia dokonującego się na fundamencie trwałych relacji. Narcystyczne relacje są z natury płytkie, toksyczne, nastawione na drenowanie, zatem ich trwałość jest krucha. Konsekwencją tego są kolejne zawiedzione nadzieje, utrata sensu istnienia, wzrost poczucia zagubienia, pogłębiające się zranienia i tendencje do jeszcze większego zamykania się w sobie. Taki balast musi dźwigać w sercu każdy narcyz, który nie otrzymał w odpowiednim czasie uwagi i wsparcia swoich wychowawców. Pytanie jakie pragnę teraz zadać brzmi, to czy warto w imię własnego egocentryzmu wypierać tę gorzką prawdę w nieskończoność ? Czy nie nadszedł już czas przerwać ten egzystencjalny, chocholi taniec ?

 

Jak pisałem we wstępie, pierwszą konsekwencją egocentryzmu jest pycha, która jak twierdzi mądre przysłowie kroczy dumnie przed upadkiem. Stąd z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że efekty dążeń osoby skoncentrowanej na sobie są z reguły płonne, prędzej czy później doświadczają one goryczy porażki. Osiąganie celów idzie im ciężko, bowiem występuje u nich brak witalnej energii i motywacji do życia. Egocentryczne predyspozycje sprzyjają wewnętrznej entropii, czyli brakowi spójności i nieuporządkowaniu. Zasadnicze wyjście z egzystencjalnego "doła" stanowi dla nas świadoma adaptacja wyzwań jakie pojawiają się na horyzoncie i asymilacja trwałych wartości. Ich trwałość polega na tym, iż wspierają harmonię i szeroko rozumianą współpracę. Dzięki uporządkowaniu swojego życia na poziomie wartości entropia zacznie zanikać w naszym życiu na wszystkich poziomach. A już wpuszczenie do swojego życia Miłości całkowicie rozwiązuje wpływ entropii na naszą egzystencję. Jej ochronne oddziaływanie dotyczy skali globalnej jak również pojedynczej osobowości. Życie jako całość rozwija dzięki świadomemu zaangażowaniu. Dobrostan, czyli poczucie uporządkowania swojej egzystencji  może być osiągnięty jedynie przez świadome istoty, również w skali Uniwersum. Chociaż powyższe twierdzenie może wydawać się przewrotne dla ateisty, jednak jestem pewien, że tak właśnie jest. Dopiero ludzie przekraczający biologiczne uwarunkowania są w stanie to pojąć i dokonać milowego skoku we własnym rozwoju. Pierwotnie rozwijamy się w pozornie bezwzględnym środowisku natury. Jednak jej surowe prawa mają nas zmotywować, byśmy zapragnęli absolutnego bezpieczeństwa. Człowiek przez sam fakt urodzenia jest powołany do przekroczenia cyklu biologicznego i wejścia na wyższy poziom rozwoju osobowości oraz przekroczenia granicy śmierci. Owszem możemy tę prawdę zignorować próbując się zaadoptować na poziomie biologicznej determinacji i odejść z niczym. Może będzie dane naszej duszy nawet powrócić. Wierzę w to, chociaż nie mam takiej pewności. Jeżeli nawet tak się stanie, będziemy toczyć swoją kulę goryczy od nowa, tak długo jak długo zdołamy znosić surowe warunki świata materialnego i perspektywę kolejnej śmierci. Prawda jest taka, że jedynym czynnikiem, który nas wiąże ze śmiercią jest omawiane zjawisko egocentryzmu. Uwalniającą moc ma zawierzenie się Miłości i przejawianie Jej woli w życiu. Zaangażowanie należy pielęgnować wbrew swojej obecnej naturze, każdego dnia, w trudach i radościach dnia codziennego do czasu, aż egocentryzm zacznie w nas powoli zanikać. Tylko tak rozumiany duchowy rozwój jest wyzwalający dla duszy człowieka. Czyli świadome wspieranie ekspansji Miłości. Przełoży się to na nasze zdrowie fizyczne i poczucie dobrostanu, którego pragniemy.

Jako zachętę podam, iż są już badania potwierdzające, że u honorowych dawców krwi dochodzi do korzystnych zmian genetycznych, które chronią ich przed rakiem krwi. Czyż to nie jest potwierdzenie prawdy, że Miłość ma wpływ nawet na ewolucję ?

 

Dlaczego egocentryzm należy zwalczać w sobie. Bowiem wywołuje kakofonie wzajemnie się znoszących oddziaływań, co sprzyja również globalnej entropii. Indywidualistyczne podejście do rzeczywistości stanowi sprzeniewierzenie się zagospodarowywania istnienia wedle uniwersalnych praw Miłości. Zatem wprowadzanie samowolki ściąga na osobnika (swoją drogą trafne określenie) przeróżne formy egzystencjalnego balastu, a w skrajnych przypadkach bólu i cierpienia. Nie jest to żadna kara, a konsekwencja zawieszenia na kołku swojego rozwoju i życia wedle wyłącznie własnych upodobań.

 

Na świecie panuje niepisana zmowa milczenia o zasięgu globalnym, niemal pakt ustanowiony ponad podziałami. Dotyczy on ignorancji powyższej prawdy i przyzwolenia na egocentryzm w wydaniu soft. Dopiero jego hardcorowa forma prowadząca do przestępstw oraz zbrodni podlega społecznemu ostracyzmowi czy prawnym restrykcjom.  Uważam jednak, że każdy przejaw omawianego zjawiska powinien być poddany prawnej regulacji, powinno się mądrze zarządzać kryzysem egocentryzmu poprzez wychowanie na poziomie rodziny i szkoły. Edukować i badać  jego wpływ na społeczeństwo, gospodarkę, ekonomie, poczucie bezpieczeństwa i globalnego dobrobytu. To zjawisko ewidentnie jest zarzewiem destrukcji we wszystkich wspomnianych obszarach, prowadzi do rozpadu więzi społecznych, ponieważ stanowi. Ważkość ukrytego oddziaływania egocentryzmu w kontekście dobrostanu społecznego umyka niestety socjologom jak również psychologom. Dowodzi temu fakt, że wybitna postać polskiej psychologii prof. Kazimierz Dąbrowski jest niemal nieznana szerszemu gronu społeczeństwa. To on stworzył awangardową teorię i całą ścieżkę rozwoju, której głównym przesłaniem jest uwalnianie się od egocentryzmu. Odnoszę wrażenie, iż mainstream praktyk psychoterapeutycznych kładzie akcent na status quo integracji pierwotnej, starając się nie zauważać prawdziwej przyczyny ludzkich dramatów. Co mnie jednak nie dziwi, bowiem większość w społeczeństwie stanowią właśnie egocentrycy. Osobiście nie godzę się na ignorowanie osiągnięć prof. Dąbrowskiego, na zapomnienie jak wielkim był człowiekiem.

Rozpatrując rzetelnie i szczerze konsekwencje egocentryzmu dla globalnego funkcjonowania trzeba nie bać się zrobić to na wszystkim poziomach bytu. Co zrobił wspomniany profesor. W egocentryzmie dostrzegał zagrożenie dla funkcjonowania społeczeństwa. Oczywiście w przypadku, gdy jego występowanie przekroczy globalną masę krytyczną. Muszę być realistą, bowiem egocentryzmu nie wyplenimy jednocześnie i definitywnie z życia ludzi. On jest naturalnym etapem poziomu pierwotnego, również zwierzęcego rozwoju. Zjawisko istnieje od zarania dziejów i będzie raczej trwał do ostatniego momentu istnienia Ziemi. Aczkolwiek ważne jest, by środowiska mieniące się elitarnymi, nadające kierunek rozwoju ludzkości pracowały nad możliwie jak największą eliminacją egocentryzmu, by pociągać przykładem jak największe rzesze ludzi. Oczywiście nie poprzez wyprawy krzyżowe, jak to bywało w historii, lecz zwiększanie poziomu samoświadomości i edukacji. A nade wszystko poprzez dawanie przykładu bezinteresownym zaangażowaniem i troską o innych. To naturalne zadanie przede wszystkim dla wszelkiej maści denominacji chrześcijańskich, które powinny być naturalnymi promotorami takich postaw. Na niższych poziomach rozwoju osobowości, gdzie wartości moralne czy wyższe uczucia przejawiają się szczątkowo, tylko przykład jest w stanie cokolwiek zmienić na lepsze. Rozumienie złożoności natury człowieka jest tam ograniczone. Widzę to po odzewie na moje artykuły, który jest zerowy. Przy próbie przedstawiania znajomemu tez jakie zawierają, musiałem szybko przerwać, gdyż wywoływało to w nim skrajną frustrację i mętlik w głowie.

 

W dzisiejszych czasach problem ignorancji moralnych wartości dotyczy niestety większość ludzi. Również tych co usta mają wypełnione frazesami o wierze, kulturze, są wpływowi, mają siłę przebicia i oddziałują na masy. Jest tak niezależnie od rasy, światopoglądu, stanu, pozycji czy nawet wykształcenia. Nikomu nie przeszkadza, że to uzurpatorskie, niczym nieuzasadnione przekonanie o egzystencjalnym uprzywilejowaniu jest szkodliwe dla człowieczeństwa. Zresztą samo miano człowieka jest poddawane ideologicznej inżynierii. Brak jasno określonej tożsamości szkodzi naszej racji stanu, niweczy nawet sens dialogu i nie sprzyja realizacji naszego powołania. Osobiście ubolewam nad pandemią ignorancji, gdyż widzę wyraźnie jak dalekie konsekwencje wywołuje w społeczeństwie, do czego zostały sprowadzone relacje oraz jak obecnie przejawia się dialog publiczny. Sytuacja byłaby beznadziejna, gdyby nie obecność innego zjawiska, które istnieje w koabitacji z egocentryzmem, jest nim wręcz wyzwalane. Tym zjawiskiem jest szeroko pojmowane cierpienie, kryzysy, czasami nawet dramaty do jakich niechybnie prowadzi osobnika życie bez nawigacji. Oczywiście latarnia jest tylko jednak, oczywiście Miłość.

 

Istnienie zjawiska cierpienia jest naturalną konsekwencją nadużywania wolnej woli, szkodliwego oraz toksycznego oddziaływania na innych. Wywołuje to cały szereg dramatycznych odczuć, które wracają niczym bumerang do osób je wywołujących w społeczeństwie. Na tym opiera się mityczne w kulturach wschodu zjawisko karmy. W chrześcijaństwie wyraża je po prostu zasada "co posiejesz, to będziesz zbierał". Nie ma możliwości ucieczki od konsekwencji, dobrego ani złego oddziaływania na innych. Przykrości dopadają toksycznego człowieka prędzej czy później, co zmusza go do wytwarzania w sobie skorupy emocjonalnej, wypieraniem głosu sumienia. Co jest niczym innym jak odczłowieczaniem swojej natury.

Osobiście nie słyszałem, by jakikolwiek socjolog na poważnie zajmował się badaniem korelacji egocentryzmu i skutków społecznych jakie powoduje, żeby przekonywał do przewartościowania swojego życia. Nawet w kościele nie spotkałem się, by kapłani zdawali sobie sprawę ze swojego powołania, czyli promocji dobrych relacji międzyludzkich. Najczęściej na pierwszy plan wysuwają religijność, obrzędy, dogmaty, jednocześnie deprecjonując dobro czynione przez ludzi nie stosujących się do religijnych wymogów. Zupełnie nie pojmuję według jakich kryteriów dokonują rozwarstwienia moralnego.

Człowiekiem, który pierwszy się temu przeciwstawił, był Jezus Chrystus. Niestety zmiażdżyła Go zraniona duma faryzeuszy, uczonych w piśmie oraz Heroda. Sprawił to ich egocentryzm, który zasadził się w ich przekonaniach i pozycji społecznej. Nie byli w stanie znieść Prawdy obnażającej ich obłudę, moralną nagość, hańbiące człowieczeństwo deficyty. Osobiście jestem przekonany, że mityczny Szatan to nic innego jak omawiana skaza, przejawiana przez byty tak duchowe jak również ludzi. Zresztą znajduje tego potwierdzenie w słowach samego Jezusa, który w gniewie powiedział wprost do słuchających Go ludzi, że są dziećmi Diabła. Ci miast przyjąć z pokorą prawdę, powoływali się na posłuszeństwo religijnej tradycji, co rzekomo uwiarygadniało ich prawość moralną. Jemu natomiast zarzucali działanie z mocy zła, skoro tego nie dostrzega.

 

Powściągliwość w ostracyzmie społecznym egocentrycznych zachowań może wynikać z faktu, że powszechnie kojarzony jest z immanentną cechą ego. Co jest nieprawdą. Istnieje bowiem zasadnicza różnica pomiędzy egocentryzmem a ego, czyli samoświadomością, intymnością odczuć i autonomią własnej woli. Chociaż trzeba przyznać, iż oba zjawiska są bliźniaczo podobne, a różnice dla laika niedostrzegalne. O ile jednak ego stanowi naturalną formę bytu, to egocentryzm jest niczym trojan egzystujący w sferze przekonań i odczuć, czyli w najgłębszych zakamarkach duszy. Przekierowuje on poczucie zagrożenia będące naturalnym mechanizmem obronnym ego, na błahe z punktu widzenia egzystencji sprawy jak utrata znaczenia czy wpływu. Lęk przed tym skłania do postaw konfrontacyjnych, roszczeniowych, do chęci utwierdzania swojej egzystencji nawet kosztem innych. Poczucie zagrożenia rozwija się szczególnie łatwo u osób amoralnych, aspołecznych, o niskiej inteligencji emocjonalnej, również mających zwyczajne deficyty osobowościowe. Wszyscy oni żyją w permanentnym poczucia zagrożenia, stresu czy nawet egzystencjalnego lęku. Powyższy stan w oczywisty sposób sprzyja awersji do zaangażowania społecznego, woli współpracy i chęci brania odpowiedzialności za innych.

W obecnych opanowanych przez media czasach egocentryzm jest hołubionym, masowym zjawiskiem. Ma bowiem doskonałą platformę, na której może być celebrowany oraz promowany poprzez coraz częściej "rynsztokowe" przykłady zachowania. Dostrzegam tendencje pro egocentryczne nawet wśród szkół terapeutycznych czy u samych terapeutów. Tu znowu muszę odwołać się do słów Mistrza, iż nie może niewidomy prowadzić niewidomego, gdyż obaj prędzej czy później wpadną w dół.

 

 Geneza przekonania o uprzywilejowanej pozycji względem innych jest złożoną kwestią. Główną przyczynę należy upatrywać w dążeniu do totalnej wolności, które z oczywistych względów nie sprzyja chęci wyrzeczenia  się pragnienia przyjemności, swobody, indywidualnego spełnienia. Dla tak postawionych celów, branie odpowiedzialności za innych stanowi jedynie balast. Dążenia do swobody czyli samowolki nie idzie jakoś w parze z uczciwością czy estymą dla granic ustanawianych przez innych. Idea wolnościowego podejścia do egzystencji napędza tendencje do absolutyzowania własnego zadowolenia, które wnika oczywiście ze stanu posiadania, wpływów, skuteczności manipulowania czy kontrolowania innych.

Z oczywistych względów nie sposób pogodzić takiego podejścia z prawem Miłości ukierunkowanym na relacje i zaangażowanie w szerzenie dobrostanu całej wspólnoty istnienia.

 

Jako młody człowiek byłem zafascynowany ideą totalnej wolności. Na szczęście opamiętałem się w dorosłym życiu, gdy poznałem długofalowe konsekwencje takiego sposobu bycia. Dzisiaj moja ówczesna postawa napawa mnie odrazą. Doświadczenie to uprawnia mnie do postawienia sprawy jasno i bez owijania w bawełnę. Egocentryzm jest wysoce szkodliwym zjawiskiem społecznym, kluczową przyczyną wszystkich patologii dotykających ludzkość. Egocentryk pragnie bowiem czerpać zasoby z życia i doświadczać powodzenia, nie dając nic albo prawie nic w zamian społeczności. Mało tego. Gdy nie jest predestynowany, by osiągnąć cel własną, ciężką pracą, nie zawaha się użyć wszelkich sposobów, a nawet przemocy, by dopiąć swego. Wszyscy dyktatorzy, ciemiężyciele i wielcy zbrodniarze byli na wskroś egocentrycznymi jednostkami. Nazywa się ich tyranami, uzurpatorami, faszystami czy zbrodniarzami, jednak nikomu nie przyjdzie na myśl skorelować tych patologii po prostu z egocentryzmem. 

Jak myślicie dlaczego ? 

W ciszy własnego serca odpowiedzcie sobie na to pytanie. 

Wszyscy ciemiężyciele ludzkości zawłaszczali sobie dobra, hołdowali próżności, chęci władzy, znaczenia i pożądali zmysłowych przyjemności. Robili to z potrzeby bycia zadowolonym z siebie, z chęci podkreślenia swojej wyjątkowości. To zło rozpowszechniło się dzisiaj na większość ludzi. Czyż nie tego wszystkiego pożąda się na świecie ?

 

W prawdziwym życiu chodzi o to, by dobrostan był powszechnym zjawiskiem. Egocentryzm skłania nas do pomyślenia, że to utopia. Dla niego z całą pewnością, gdyż powszechne szczęście jest naturalną konsekwencją Miłości. Zatem dla niego cel absolutnie nieosiągalny. Dlatego trwa on z uporem w opozycji do wyżej opisanej prawdy. Miłość skłania do zaangażowania na rzecz innych, czym egocentryk zwyczajnie gardzi. Dlatego z uporem maniaka będzie zaprzeczał jakimkolwiek świadectwom o Jej istnieniu.

 

Niestety dla egocentryzmu, z ignorancji wartości wynika cała masa konsekwencji z jakimi musi się borykać pogrążony w nim człowiek. Życie nie jest ślepym ani przypadkowym procesem. Ma głęboko zakorzenione prawa rozwoju. Oczywistym faktem jest, że jakaś siła musi nimi zarządzać, skoro postępowanie zgodne z prawem Miłości przynosi dobrostan egzystencjalny, a Jej ignorancja wpędza w egzystencjalną matnię. Tak jest, bowiem sam wielokrotnie tego doświadczałem. Skoro zachodzą tak oczywiste interakcje pomiędzy stylem bycia a dobrostanem, to musi być jakaś tego uniwersalna przyczyna. Trochę dziwi fakt powszechnego braku skorelowania zjawisk społecznych i stanu zdrowia psychicznego w społeczeństwie. Wśród psychologów czy specjalistów zajmujących się socjologią nie słyszę głosów nawołujących do opamiętania. Dziwi też fakt, że liberalizm światopoglądowy jest przez nich powszechnie akceptowany. Jak niby ludzie mają budować trwałe poczucie tożsamości, będące jedynym gwarantem zdrowia psychicznego, skoro nie określono do tej pory fundamentu, na którym mogliby budować.

 

  Osobiście widząc to wszystko staram się sam wziąć rozbrat ze swoim egocentryzmem. Doskonale rozumiem, że nie sposób walczyć z nim zmieniając na siłę innych. Ileż to historia ludzkości doświadczyła "mądrych" ludzi, zalecających innym zmianę przekonań. Ileż gadających głów było i jest w filozoficznych uczelniach, wyznaniach, kościołach chrześcijańskich, deliberujących o wszystkim i o niczym. Mało kto wspomni o potrzebie niwelowania tego chorego społecznie zjawiska. Zrobił to jeden człowiek na świecie. Mianowicie Jezus i wszyscy wiemy jak to się dla Niego skończyło. Dzisiaj powszechnie wiadomo, że miało się tak skończyć. On sam zresztą to przewidział i był na to przygotowany. Jego misją było bowiem pozostawienie świadectwa Miłości, ukazanie drogi uwolnienia od egocentryzmu poprzez poświęcenie samego siebie w ofierze, która w ówczesnych czasach była odbierana jako hańbiąca. Po tym zdarzeniu zawiedzeni Jezusem byli nawet apostołowie. Dlaczego Bóg na to przyzwolił ? Jak można poddać się takim torturom mając nieograniczoną moc, co Jezus udowodnił wieloma cudami ? 

Zrobił to, ponieważ widział, że dla pychy nie ma miejsca w Królestwie Niebieskim. Zatem jedyną dlań opcją jest śmierć.  Poświęcenie samego siebie jest zadaniem jak się domyślamy niewykonalnym dla egocentrycznego człowieka. Dlatego zrobił to za nas Bóg. My powinniśmy starać się wcielać Jego przykazania w życie, przez co nasz egocentryzm stopniowo zostanie unicestwiony. Uważam, że sami nigdy sonie z tym nie poradzimy, gdyż posiada on całą masę mechanizmów obronnych, które trudno jest samemu rozpoznać i zneutralizować. Dostrzegałem jego przejawy nawet u kapłanów czy ludzi zajmujących się wolontariatem.

 

 Mistrz zalecił nam wcielać w życie prawo Miłości na tyle na ile nas stać na danym etapie naszego rozwoju. Zachęcał do wytrwałego stosowania ewangelicznych zasad postępowania. Doskonale wiem, że dla egocentryka są one absurdalne. Bowiem najmniejszy gest względem innych potrafi być dań przeszkodą nie do pokonania. Zatem trudno się czyta o zaleceniach Miłości do nieprzyjaciół, potrzebie ciągłego przebaczania czy wręcz braku stawania oporu w obliczu własnej krzywdy. Wiele nakazów wydaje się być postawionych na wyrost. Jednak miejmy świadomość, że Jezus swoim nauczaniem i postawą ustanowił absolutny szczyt człowieczeństwa.

 

Egocentryk jest przekonany, że bez agresywnego i bezkompromisowego sposobu bycia trudne jest osiąganie egzystencjalnych, wizerunkowych czy biznesowych profitów. A to one przecież stanowią naturalny cel egocentrycznego człowieka. Dlatego uważam, że bez duchowej odnowy niemożliwa jest jakakolwiek pozytywna zmiana w kwestii eliminacji w sobie egocentryzmu. Nie przypadkowo zszedłem na temat duchowy, gdyż żadna psychoterapia nie zastąpi przewartościowania życia w oparciu o nauczanie Jezusa Chrystusa. Nie musi to wcale oznaczać przynależności do konkretnej denominacji chrześcijańskiej. Mnie chodzi raczej o przyjęcie nowej postawy życiowej opartej na predyspozycji woli do Miłości. Zachęcam każdego czytelnika do weryfikacji mojego przekazu w praktyce.

 

 Jak już jesteśmy przy tematach religijnych. Rozpatrując genezę zjawiska egocentryzmu z punktu widzenia religijnego nasuwa mi się oczywiste skojarzenie z symboliką jabłka z Raju Adama i Ewy. Jak wiemy dali się oni zwieść mirażom samowystarczalności, ponieść pragnieniu totalnej wolności. Porzucili zatem zasady ustanowione przez Stwórcę. Sądzili zapewne, że ograniczenia ich wolności były przejawem Jego tyranii. Prawda okazała się prozaicznie oczywista. Nie chciał, żeby byli świadomi dramatycznych konsekwencji egocentrycznego sposobu bycia, czyli wynikającego z samolubnego wcielania w życie wolnej woli. Stąd wynikała potrzeba ustanowienia dlań zasad. Ostatecznie padł wybór na egocentryczny sposobu bycia, co siłą rzeczy musiało skutkować odseparowaniem się od Miłości oraz utratę poczucia dobrostanu. Słowo separacja jest jak najbardziej adekwatnym określeniem, gdyż nie oznacza ono jeszcze absolutnego rozdzielenia. Doszło do czasowego ograniczenia dostępu. Skutkiem czego podłóg żydowskiej tradycji ludzie poddali się pod jarzmo trudów istnienia. Cierpienie nie wynika zatem z pomyłki czy mściwości samego Stwórcy, lecz jest zjawiskiem wywołanym odseparowaniem od Miłości. Rozpatrując tak tragiczne konsekwencje nie sposób nie ulec przekonaniu, że postępowanie według kryteriów dobra społecznego jest wartością absolutną. Wszystkie byty posłuszne Miłości koegzystują w harmonijnej relacji. Robią to nie dlatego, że Stwórca ma kaprys. Takie relacje są naturalnym środowiskiem dobrostanu dla świadomych istot. Szczęście rodzi się poprzez interakcje osób, które wcielają w życie standardy dobra. Nie wyklucza to jednak faktu istnienia granic, które dają każdemu bytowi prawo do własnej przestrzeni, autonomii. Właśnie ze względu na to istnieje potrzeba moralnych nakazów zobowiązujących do wzajemnego poszanowania. Uzurpatorstwo jednego bytu względem innych, chęć totalnej wolności jest niczym rak, jest destrukcyjnym społecznie zjawiskiem. Każdy, kto stawia się i swoje potrzeby ponad innych może bez wątpienia zaliczyć się do chorej tkanki społecznej. Tym jest w istocie egocentryzm. Dążeniem do samowystarczalności jest fatalne w skutkach. Jest największą utopią jaką tylko można sobie wyobrazić, gdyż "możliwą" do zrealizowania tylko poza Miłością, która jest źródłem życia.

 

  W świecie duchowym granice wytycza kodeks moralny streszczony w słowach "Będziesz miłował Stwórcę i bliźniego". Niestety dla pewnej grupy ludzi hołdowanie totalnej wolności stało się wartością nadrzędną, niepodlegającą kompromisom. Zatem nawet Miłość stanowi dla nich problem, gdyż w naturalny sposób wyklucza życie na swoich zasadach. Ograniczanie ich u egocentryka wzbudza całą masę negatywnych reakcji, skojarzeń i odczuć. Najczęściej reaguje wtedy wrogością, agresją, snuje podejrzenia manipulacji, kontroli. Nie obchodzi go, że wszelkie akty destrukcji czy dramaty społeczne są inicjowane z pobudek egocentrycznych. Zaprzeczy tej prawdzie lub zwyczajnie się jej wyprze.

 

Jak zatem dotrzeć do (nie) zainteresowanego ?

 

Zachowuje się on analogicznie jak nieposłuszne dziecko, które złości się gdy rodzic zakazuje mu dotykania gorącego żelazka.  Analogia dziecka w odniesieniu do egocentryka jest jak najbardziej uprawnionym porównaniem. On tak naprawdę jeszcze nigdy nie dorósł. Dorosłość bowiem zaczyna się w momencie, w którym pojawia się poczucie odpowiedzialności za swoje czyny i wcale nie wiąże się ona z nieskazitelnością moralną. Raczej ze zdolnością do refleksji w obliczu życiowych błędów, krytycznym podejściem do samego siebie i weryfikowaniem na bieżąco swojej postawy. Popełnianie błędów jest prawem dziecka, jednak od dorosłych oczekuje się zdolności do wyciągania wniosków z dramatów w jakie ich spotykają. Na tej podstawie człowiek jest kojarzony jako autentycznie dorosły. Będąc nim skłania się do przyjęcia stałych norm postępowania, dzięki którym integruje nie tylko swoją osobowość, lecz społeczność w jakiej żyje. 

Egocentryk jednak woli się integrować wokół własnych instynktów czy popędów ciała. One w jego mniemaniu wcale nie komplikują nikomu życia, a nawet jeśli to zawsze można odwrócić wzrok, zapomnieć, przejść obojętnie. W istocie takie nastawienie ściąga na człowieka całą plagę dramatów. W następstwie których paradoksalnie pogłębia się w egocentryku pragnienie wolności, czyli kontroli nad swoim i nie tylko życiem. 

 

  Po co zatem dano nam wolną wolę ?

 

Wolna wola ma nam umożliwić dokonywanie wyborów, dokonywanych według uniwersalnych kryteriów, które powinno się poznać i respektować. Nawet gdy kojarzy się to z ograniczeniem wolności. Takim uniwersalnym ograniczeniem jest na przykład macierzyństwo, czyli następny etap rozwoju w dorosłości. Poszerza się w nim zakres odpowiedzialności, który zaczyna obejmować drugiego człowieka. Pojawia się też możliwość do bezinteresownego zaangażowania. Bycie odpowiedzialnym rodzicem przynosi ogrom korzyści w rozwoju człowieczeństwa, nie dających się zastąpić. Człowiek poprzez ograniczenia związane z poświęceniem własnego czasu dojrzewa do Miłości. Dobrze wypełniany obowiązek rodzicielstwa jest ukoronowaniem dojrzałości i w zasadzie niczego więcej od przeciętnego człowieka się nie wymaga. Aczkolwiek można pójść dalej i osiągnąć duchowy Mount Everest. Jego absolutnym szczytem jest poczucie odpowiedzialności za wszystko i wszystkich. Jak się domyślamy poziom niedostępny dla przeciętnego człowieka. Dla egocentryka żaden z powyższych poziomów nie jest dostępny. Jeżeli nawet stworzy jakąś namiastkę rodziny - bo wszyscy...., bo będą zajefajne noce, ciepełko i bezpiecznie...... -  nie będzie.

 

Rodzina stworzona z egocentrycznych pobudek jest siedliskiem patologii, przyczyną emocjonalnych deficytów, egzystencjalnej goryczy. Na końcu z dużą dozą prawdopodobieństwa dozna rozpadu i wyryje w sercach dzieci (o ile wydarzy się wpadka) skazę na całe życie. Już nie mówię o cierpieniu tych jeszcze nie narodzonych, które odczuwają ponoć emocje matek i ich negatywne nastawienie. W starożytnych Chinach proces wychowywania rozpoczynał się już w łonie matki. Dlatego dbały one o higienę psychiczną podczas ciąży i o odpowiednie nastawienie do dziecka, by wykształciły się u niego konkretne cechy. Czy wyobrażacie sobie takie zaangażowanie u egocentryka ? Ja sobie tego nie wyobrażam, gdyż wiem jak było w moim przypadku, gdy mój egocentryzm miał się w najlepsze. Sam dorastałem w patologicznym środowisku, więc jak powiada przysłowie - z pustego nawet Salomon nie naleje. Owszem chęci były, ale gdy przyszło zmierzyć się z rzeczywistością, skończyło się klasycznie porażką.

 

Wszystko co wynika z egocentryzmu do niej prowadzi. W przeciwieństwie do społecznie ukonstytuowanej osobowości egocentryzm jest dążeniem do bycia samowystarczalnym. Wynika to z dyletanckiego i niczym nieuzasadnionego charakteru postrzegania siebie jako bytu wyjątkowego, absolutnie niezależnego lub mającego potencjał do całkowitej niezależności. Egocentryk pozycjonuje siebie z absurdalnych i sobie tylko wiadomych względów w centrum Wszechświata, a wszystkie inne byty traktuje w kategorii krążącego wokół niego tła. Umniejsza on podmiotowość innych osób, gdyż sam chce stanowić podmiot w społeczeństwie. Nie stworzy zatem partnerskich relacji, tym bardziej zaangażowanie społeczne nie wchodzi w zakres jego zainteresowań. Jeżeli już nawiązuje jakiekolwiek relacje stara się innych "zagospodarować" dla własnych korzyści tudzież uszczknąć z zasobów społecznych jak najwięcej dla siebie. Ciężko znosi zależność, zwłaszcza względem kogoś nieznaczącego czy słabszego. Jeżeli tylko ma odpowiednie ku temu predyspozycje stara się gromadzić duże zasoby i być ze wszech miar zabezpieczonym. Głównie po to, by nie być zmuszanym przez okoliczności do wzbudzenia w sobie odczucia porażki, upokorzenia, wstydu. Każdego, kto przyczyni się do powstania tych odczuć w nim, jest w stanie okaleczyć, zniszczyć psychicznie czy w skrajnych przypadkach zabić. Osobnik z tak wypaczonym sposobem bycia przyjmuje konfrontacyjną postawę względem życia, które odczuwa jako pole walki i pasmo niekończącego się znoju. Dlatego też w pierwszej kolejności jego uwagę zajmuje potrzeba gromadzenia zasobów własnych w celu "zabezpieczenia" swojej egzystencji. Taki człowiek prędzej czy później musi rozbić się o mur własnej ignorancji. Z całą pewnością doświadczy życiowych dramatów. Oczywiście w najmniejszym stopniu nie skojarzy przyczyn tego stanu z patologicznym sposobem bycia i ewidentnym nadużywaniem wolnej woli. Do głowy mu nawet nie przyjdzie zarzucenie ignorancji Miłości. Nie chcę nazbyt często przytaczać religijnych odniesień, aczkolwiek mam nadzieję, iż one są oczywiste. Od nich nie sposób uciec, gdy chcemy w ogóle na poważnie rozmawiać o uzdrowieniu z istoty egocentryzmu. Niemożliwym bowiem jest pozbycie się tak patologicznej natury i społecznie szkodliwego sposobu bycia bez gruntownego przewartościowania życia i na tej podstawie stopniowego otwierania się na Prawdę. Natura prawdziwego rozwoju człowieczeństwa osadza się na jej odkrywaniu, zatem nie powtarzaj za Piłatem oklepanego banału - a czym jest prawda ? Znajdziesz ją w poczuciu więzi i wspólnoty Miłości, a jak będziesz bardziej wytrwały w duchowej świadomości. Jak już wspomniałem wcześniej, z egocentryzmem się rodzimy co wyraźnie dostrzegamy w postawie dziecka. Aczkolwiek gdy dorasta w kochającej rodzinie we wczesnym okresie dzieciństwa jest on naturalnie zniwelowany do minimalnego poziomu. Problem zaczyna się, gdy rodzina nie potrafi zaszczepić dorastającemu dziecku odpowiednich wzorców zachowania i wartości moralnych . W obecnych czasach, gdzie źródłem powyższych są media społecznościowe jest to wręcz awykonalne. Powinno się stanowczo ograniczyć ich zasięg społeczny poprzez nagłaśnianie powyższych konsekwencji i na tej podstawie egzekwowanie odpowiedzialności od nieodpowiedzialnych właścicieli tychże mediów. Mają przecież możliwość zastosowania algorytmów dostosowanych do potrzeb rozwojowych dzieci. Ktoś może zapytać w tym miejscu - dlaczego nikt nie zostawi egocentryka w spokoju i nie pozwoli mu żyć po swojemu ? Dlatego, bo życie nie jest jego indywidualną sprawą i wszystko co robi wywiera wpływ na resztę osób. Nawet procesy ewolucyjne do rozwoju potrzebują wzajemnych oddziaływań, relacji sił i bytów. Żadna samotna bakteria nie przetrwa, muszą być jej całe kolonie. Dlatego też życie nigdy nie będzie odbierane przez egocentryka jako przyjazne czy bezpieczne, bo zawsze będzie zmuszać go do czegoś, co nie jest w jego naturze. Do kompromisów i tworzenia partnerskich relacji, uznawanie wspólnot i więzi społecznych. Aczkolwiek nie w rozumieniu komuny, czyli jednolitości egzystencjalnej, a raczej autonomicznych i uzupełniających się środowisk. Nie ma innego sposobu wyjścia z jarzma egocentryzmu jak poddanie się prawom duchowym i społecznym. Żadna terapia czy specyfik tego nie załatwi. Takim punktem zwrotnym albo jak kto woli inicjacją procesu przemiany od przeszło dwudziestu wieków jest akt chrześcijańskiego chrztu. Jednak moim skromnym zdaniem powinien się on odbywać świadomie, miast w okresie, w którym egocentryzm stanowi naturalny etap rozwoju dziecka. Człowiek ma tendencje do lekceważenia rzeczy otrzymanych bezwiednie i bez wysiłku czy osobistego zaangażowania. Wielu w dorosłości zapomina o chrzcie, by obudować się całymi warstwami ideologicznego samozakłamania. Dlatego musi dochodzić do Prawdy poprzez porażki i płonne nadzieje egocentryzmu. Dużo lepiej jest podjąć świadomą drogę rozwoju wspieranego poprzez odczucie wiary w Jezusa Chrystusa, niż poddawać się bezwzględnym siłom natury. W oparciu o duchową relację  znacznie łagodniej przechodzi się proces rozwoju człowieczeństwa. Nic innego nie jest w stanie istotnie zmienić egocentrycznego nastawienia do rzeczywistości, jak czerpanie dobrych wzorców od samego Mistrza. Nie zastąpi tego zdobycie władzy, nasycenie zasobami, czy konformistyczny styl bycia. Spełnienie w tych obszarach tylko pogarsza stan egocentryzmu. Wówczas poczucie niezależności wobec otaczającego świata zaczyna rozrastać się w nas do niebotycznych rozmiarów, co jest zwyczajną iluzją. Parafrazując słowa Ewangelii, prędzej wielbłądowi uda się przejść przez ucho igły, niż bogatemu odnaleźć życie wieczne. Egocentrykowi nie wystarczy jednak jedna iluzja, wspomnianej samowystarczalności. Rośnie w nim również potrzeba wyeksponowania siebie, by inni również zauważali jego wyjątkowość. Nierzadko pojawia się oczekiwanie szczególnych względów. Gdy mu się to udaje rozbudza u siebie najgorsze ze wszystkich możliwych odczuć, mianowicie pychę. Wraz z nią przyjmuje postawę roszczeniową względem rzeczywistości. A gdy posiada przy tym mgliste przeczucie istnienia Boga, roszczenia dosięgają również Jego. Wszak Stwórca jakkolwiek rozumiany jeżeli "łaskawie" otrzyma prawo bytu w sferze egocentrycznych przekonań, powinien być na usługach. W przeciwnym razie zostanie ukarany fochem lub co gorsza totalną ignorancją. Przecież jak mówią On jest Miłością, zatem musi być miły i uczynny, powinien zapewnić mi dostatnie życie i to bez wysiłku. Egocentrycy lubią powtarzać powiedzonko - "takim mnie stworzyłeś to takiego mnie masz Boże". Prawda jest taka, że człowiek otrzymał od Stwórcy dar życia, wolną wolę i jasne wskazania jak z tego daru korzystać, by nie zaprzepaścić kredytu zaufania jakim On nas obdarza. Egocentryk jednak w pierwszej kolejności usuwa ze swojej mentalności jakiekolwiek odniesienie do Niego, a siebie stawia na Jego miejscu. Chce po prostu korzystać z darów życia, a nie podlegać ograniczeniom "wyimaginowanych" bytów. Teraz wyobraźmy sobie, iż większość ludzi na świecie ma podobne nastawienie. Nie trzeba zbytnio wysilać swoich szarych komórek, by zrozumieć do jakich patologii może potencjalnie dojść. I niestety dochodzi, co obserwujemy i o czym codziennie słyszymy w mediach. Kakofonia przemocy, roszczeniowości, agresji, nadużyć, kłótliwości, chęci zdobycia władzy i majątku jest dzisiaj powszechnym zjawiskiem. Nawet egocentryk nie jest w stanie temu zaprzeczyć. Większość ówczesnych ludzi chce narzucić innym jedynie słuszne przeświadczenie, że to jednak jego poglądy stanowią prawdziwą wartość. W związku z czym każdy przypisuje sobie prawo do bezceremonialnej dyskredytacji wszystkiego, co się z nimi nie zgadza. Dzieje się tak niemal z automatu, bezwiednie i mało kto w ogóle zwraca uwagę na absurdy pojawiające się w dyskusjach (nie mylmy ich z dialogiem). Jaskrawym tego przejawem jest postawa polityków czy tzw. celebrytów. Ci drudzy są zresztą wysublimowaną formą skrajnie egocentrycznego stylu bycia, który przejawia się narzucaniem swojego starannie wyimaginowanego wizerunku masom. W takim świecie powszechnie panoszącego się egocentryzmu eliminowanie i piętnowanie powyższych postaw nie ma racji bytu. Prowadzi to w pierwszej kolejności do ignorancji, a gdy ta staje się nieskuteczna do ataków agresji. Skąd my to znamy ? Domaganie się promowania więzi społecznych czy tożsamości narodowej zakrawa dzisiaj na śmieszność. Nie ma mowy o głoszeniu potrzeby wytyczania jakichkolwiek granic egocentryzmowi. Wręcz przeciwnie, promuje się bezgraniczną wolność czyli liberalne podejście do rzeczywistości. A to one są tym socjologicznie zjawiskiem, które umożliwiło rozwinięcie się współczesnej cywilizacji zachodniej. Opisuje to w swoich badaniach brytyjski socjolog Frank Furedi - "...Granice są przede wszystkim zjawiskiem moralnym, duchowym. I były nim od czasów, gdy starożytni Grecy zaczęli budować mury wokół swoich państw-miast. Te mury symbolizowały wspólnotę ludzi połączonych wspólnymi ideałami. Ideał demokracji w ogóle by nie powstał, gdyby wokół Aten nie było granicy, muru. Od starożytnej Grecji do dnia dzisiejszego granice miały bardzo ważne znaczenie moralne (odnoszące się do systemu wartości)". Dla liberalnego egocentryka powyższe słowa brzmią zapewne jak zgrzyt, gdyż sugerują uznanie ograniczeń i dobrowolne życie w tak wytyczonej rzeczywistości. Egocentryk czy jak kto woli zadeklarowany liberał wszak dyskredytuje wszystko co ogranicza jego wolność w rozumieniu totalnym. Światopoglądowa walka nie rozgrywa się wbrew pozorom na poziomie politycznym lecz znacznie głębszym, na poziomie duchowej tożsamości i dotyczy istoty człowieczeństwa. Każdy psycholog to potwierdzi, iż bez umiejętnego stawiania granic niemożliwym jest wykształcenie w sobie dobrze prosperującej w społeczeństwie osobowości czy życie w szczęśliwym związku z innymi osobami. Zatem koło egzystencji człowieka w oczywisty sposób zamyka się na wartościach. Przytoczony socjolog twierdzi jednak, że nie potrafimy dzisiaj nawet definiować norm moralnych. Zatem jak możemy mówić o tworzeniu osobowości czy prawdziwych wspólnot. Upadek wartości i globalny zalew postaw egocentrycznych jest dla mnie oczywistą konsekwencją odrzucenia sfery duchowej człowieka i zastąpienie jej ideologiami. Zastanawia mnie jednak co doprowadziło do takiego rozpasania egocentryzmu. I tylko jedno przychodzi mi do głowy. Masowy wpływ komercyjnie wykorzystywanych mediów informacyjnych. Celebryci wiedzą doskonale w jakim patologicznym środowisku egzystują i wielu z nich stara się eksponować pozytywny wizerunek komercji poprzez np. udzielanie się w akcjach humanitarnych. Jednak ostentacyjna forma ich pomocy sprawia, iż z udziału w takich przedsięwzięciach chętnie czerpią korzyści wizerunkowe właśnie ludzie egocentryczni. W zaciszu nie zrobią dosłownie nic, co wymagało by od nich wysiłku na rzecz drugiego człowieka. I znów nasuwają mi się słowa Ewangelii, by lewa ręka nie wiedziała co czyni prawa. Do tego stopnia ważne jest bycie anonimowym w czynieniu dobra, gdy ma ono przynieść prawdziwą korzyść darczyńcy. Egocentrycy wszystko robią interesownie i na pokaz. Eksponują swoje talenty w celu promocji samych siebie i czerpania z tego maksymalnego zysku. Autentyczni są dopiero wtedy gdy nikt godny ich uwagi na nich nie patrzy. Najczęściej za takie są uważane osoby formalnie z nimi związane, a więc "niewarte" dalszego zaangażowania. Nikt dzisiaj nie chce nawet wiedzieć, iż prawdziwe człowieczeństwo wykuwa się w znoju codziennej, prozaicznej, konsekwentnej i co najważniejsze intymnej pracy nad sobą. W przełamywaniu swoich słabości, barier, stref komfortu. Poprzez budowanie małych, lokalnych społeczności. Dlatego powinniśmy w swoim kanonie wartości posiadać takie cechy jak pokora, powściągliwość, cierpliwość, hart ducha, odpowiedzialność. Pielęgnowanie poczucia więzi powinno być naszym nadrzędnym celem, natomiast odczuwanie "ja" drugorzędnym w odniesieniu do poczucia wspólnoty. W oczywisty sposób rozwija je zdrowo przejawiana wiara w absolutną wartość dobra, której znaczenie jest w ostatnich czasach ośmieszane, dyskredytowane. Tym bardziej powinna być promowana, niemal za wszelką cenę chroniona przed światem egocentryzmu i kultem indywidualizmu. Drugą wartością jaką należy chronić jest pełna i kompletna w sensie płci rodzina. Dziecku do rozwoju potrzebne są wzorce czerpane od obu, gdyż obie są naturalnym dopełnieniem człowieczeństwa. To rodzina ma przygotować nas do życia w społeczeństwie. Dzisiaj próbuje się to kontestować, gdyż stajemy w obliczu coraz liczniejszych jej rozpadów i kryzysów tożsamościowych u młodych ludzi. Według zdroworozsądkowych przesłanek są one oczywistą konsekwencją deficytu dobrze prosperujących rodzin, co wpływa na kształtowanie się osobowości dziecka. Nie powinno się jednak prowadzić dyskusji na argumenty pomiędzy przedstawicielami różnych poglądów czy preferencji. Każdy egocentryk żyje niejako w odrębnym świecie i jego rzeczywistość nie jest stuprocentowym odzwierciedleniem innego egocentryka. Tylko świadectwo własnego życia może pociągnąć innych do zmiany własnego postrzegania rzeczywistości. Jeżeli zabraknie w naszym systemie zdrowo funkcjonujących, kompletnych rodzin, znikną one z życia społecznego. Staną się dla nowych pokoleń wręcz wyalienowanymi z ich świata środowiskami rozwoju. Każde będzie kreował swoją wizję rzeczywistości oraz walczył o wpływy, gdyż całą egzystencję będzie opierał na poczuciu skrzętnie maskowanego poczuciu deficytu Miłości. Skoro sami niszczymy elementarne wartości społeczne nie możemy mieć do kogokolwiek pretensji, że życie wymyka się ludzkości z pod kontroli. Niestety samozadowolenie czy pycha nie są w stanie wygenerować w nas poczucia dobrostanu wynikającego z faktu bycia członkiem szanującej się wspólnoty. Człowiek przyjmie postawę prospołeczną jeżeli w okresie rozwoju otrzyma mnóstwo szeroko pojętej Miłości, gdy naturalnie w nią uwierzy. To w Jej środowisku powstają odczucia o jakich żadnemu egocentrykowi nawet się nie śni. Doskonale rozumiem, iż wielu z nas nie było dane rozwijać się w takim środowisku. Mnie również. Często nie znamy odczucia serdecznej więzi z matką, ojcem jak ja. Zawiedli nas albo wręcz odrzucili wszyscy, na których opieraliśmy swoje poczucie bezpieczeństwa, jak mnie. Dlatego należy niezwykle ostrożnie ferować wyroki i osądy, by dodatkowo nie ranić i tak już mocno poranionych ludzi. Zwalczanie antyspołecznych postaw poprzez pogardę sprawia, że zagubione osoby okopują się i kontratakują. Jedynym wyjściem z egzystencjalnej matni jest Miłość i wiara w szeroko pojęte dobro. Dawanie świadectwa postawą a nie sianie propagandy dobra. Dobro wcielone w życie zwiększa stan jego świadomości u innych. To bardzo ważne stwierdzenie, dlatego warto wykuć je sobie w sercu. Aczkolwiek samo bycie dobrym w potocznym tego słowa znaczeniu nie wystarczy. Nieodzowne jest również stawianie wymagań osobom, które kochamy. O ile sami je sobie stawiamy oczywiście i to tak by oni to zauważyli. Zawsze jednak przede wszystkim musi być wyrażana na wszelkie możliwe sposoby Miłość, w przeciwnym razie nikt nie zechce zaakceptować wymagań. Obecność obydwu razem jest gwarantem sukcesów wychowawczych. Gdy brakuje kompetentnych wychowawców integracja osobowości dziecka odbywa się wokół odczucia egocentryzmu, którego nikt nie pomoże mu przezwyciężyć w sobie. Pozostanie zatem na pierwotnym poziomie egzystencji. Oczywiście mam tu na myśli podział wzięty z TDP prof. Kazimierza Dąbrowskiego. Taka egzystencja uzdalnia do ekspresji wyłącznie na poziomie fizyczno-zmysłowym. Będąc na nim nie jesteśmy skłonni do odczuwania wiary w jakiekolwiek metafizyczne wartości. Poczucie samozadowolenia jest tu jedyną wartością i celem istnienia. Poczucie dobrostanu jest ściśle uzależnione od sukcesów, od bycia skutecznym, zauważonym, docenionym. Wszystko to są płonnym wysiłkiem na drodze do poszukiwania prawdziwego sensu życia, czyli rozwoju osobowości. Na nasze szczęście skupiamy wokół siebie ludzi o podobnych usposobieniach do naszego. Jeżeli otoczenie narusza nasze status quo, powinniśmy głębiej zajrzeć we własne wnętrze. Problem zaczyna się gdy pragnienie posiadania zasobów, pożądanych rzeczy, władzy, uznania jest silniejsze od frustracji związanych z egzystencją w toksycznym środowisku. Poszukujemy wówczas substytutów dobrego nastroju, by sobie wynagrodzić permanentną frustrację. Popadamy w nałogi, uzależnienia, chęć seksualnego wyżycia. Brak libido staje się wówczas egzystencjalnym dramatem.  Na jego drogach egocentryka pojawia się mnóstwo problemów, których rozwiązywanie pochłania mu mnóstwo czasu i energii. Stale pojawia się jakaś konkurencja, ludzie mocniejsi, mający więcej sukcesów i zasobów, którzy wzbudzają w nim poczucie zagrożenia. Egzystencja na poziomie integracji pierwotnej jest naprawdę frustrująca i nie da się przed tym uciec inaczej jak poprzez przejście na wyższy poziom rozwoju. Niska jakość życia co rusz wywołuje w nim egzystencjalne lęki. Jeżeli z Twojego punktu widzenia tak właśnie wygląda rzeczywistość, to z całą pewnością egzystujesz w świecie egocentryzmu. Zapewne spróbujesz wielu sposobów, by przystosować się, pójść z prądem powszechnie panujących wokół Ciebie niepisanych zasad. Siła z pewnością nie raz może przydać się w konfrontacji z podobnymi Tobie osobnikami, którzy bezczelnie sięgają po to, co uważasz za swoją własność. Gdy jednak zaczniesz zastanawiać się, czy takie życie ma sens, gdy poczujesz nieuchronność upływu czasu na swoim ciele, być może obudzi się w Tobie potrzeba zdobycia czegoś ponadczasowego. Jak pojawią się okresy takiej refleksji, warto byś docenił te chwile, wręcz świadomie do nich dążył. Chwilowe załamania nastroju, odczucie porażki, utrata gruntu pod nogami, a czasami nawet choroba jest dla Ciebie szansą na przewartościowanie życia. Ważne, byś w czasie porażek nie zamykał się w poczuciu goryczy czy totalnej porażki. Gdy odrzucisz egoizm cały Wszechświat będzie wspierał Twoje wysiłki na drodze rozwoju Twojej prawdziwej tożsamości, do jakiej zostałeś stworzony. Bo żyjesz po to, by rozwinąć najlepszą wersję siebie. Musisz jednak stoczyć jedyną walkę, z której możesz wyjść zwycięsko. Mianowicie walkę z własnym egocentryzmem. Zastanawiasz się jak mógłbyś wejść na drogę rozwoju, skoro w nią nawet nie wierzysz ? Poddam Ci prosty sposób. Zacznij od powściągnięcia swoich egocentrycznych odruchów i kosztem zaparcia się samego siebie, wbrew temu czego pożądasz doceń przesłanie Słowa Bożego. Przyjmij chrzest w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego od osoby, która wierzy. Nieprawdą jest, że musi to być ksiądz czy pastor. Wręcz unikaj sformalizowanych i szowinistycznych organizacji. Gdy zaczną dokonywać się w Twoim życiu zmiany, którym niestety towarzyszą (przejściowo) procesy nerwicowe, doprowadzą Cię one tam gdzie Twoje miejsce we Wszechświecie. Dlatego lepiej byś widział, że odrodzenie duchowe nie jest sielankowe jak głoszą przyjazne egocentryzmowi nurty światopoglądowe. Jednak wszystko co w życiu ma jakąkolwiek wartość jest okupione pracą i osobistym zaangażowaniem.