Światopogląd wpływa w oczywisty sposób na większość naszych decyzji, kreuje określony sposób bycia. Stanowi mentalny filtr dla interpretacji rzeczywistości, skłania do uznania wartości lub ich odrzucenia. Dezintegracja Pozytywna nie stanowi światopoglądu, chociaż w pewnym zakresie posiada jego cechy. Opisuje szeroki zakres poziomów bycia oraz subiektywne odczuwanie rzeczywistości w zależności od preferowanych wartości. Nie tworzy zatem hermetycznego środowiska łączącego ludzi o tym samym usposobieniu. TDP skupia się na sferze psychicznej oraz na odczuciach, mających bezpośredni wpływ na stan osobowości, relacje, sposób przejawiania emocji. Podjęcie praca nad tymi aspektami człowieczeństwa siłą rzeczy prowadzi do weryfikacji zaimplementowanego systemu wartości. Według założeń TDP nie ma znaczenia z jakiego punktu człowiek startuje, ważne jest by nie trwał w stagnacji i stale się rozwijał. Nawet gdy trwa w dobrostanie i mniema że poznał już wszystko. Życie jest ciągłym przepływem energii, jako takie podlega nieustannemu przeobrażaniu się. Gdy jakakolwiek struktura próbuje zachować swoje status quo poprzez stagnację zostaje rozbita z biegiem czasu poprzez wpływ dynamicznego środowiska. Tylko materia czy formy bytu o szlachetnej naturze mogą przetrwać upływ czasu bez uszczerbku na integracji swojego stanu. Postępującemu w zgodzie z prawem Miłości człowiekowi jest dane trwać w stabilnej osobowości nieprzerwanie. Osobowość takiego człowieka się nie "starzeje" w kolokwialnym znaczeniu tego słowa. Czy będzie jednak trwał po drugiej stronie śmierci. Każdy poprzez trud własnego rozwoju musi nabrać osobistego o tym przekonania. Chcąc być w zgodzie z uniwersalnym prawem życia trzeba należycie postępować, wówczas żaden fałszywy względem rzeczywistości światopogląd nie przetrwa wewnętrznej weryfikacji. Każdy sam musi zadać sobie trud sprawdzenia czy jego poglądy odzwierciedlają Prawdę. TDP opisuje taki właśnie proces. Mianowicie psychologicznego rozwoju osobowości, który odbywa się kontekście przekonań, którego zwieńczeniem jest osobowość zdolna do przejawiania uniwersalnych cech Miłości. Im nasze obecne przekonania są dalsze od tego, tym ów proces jest trudniejszy, ale jednocześnie bardziej nieodzowny. Wraz ze swoim rozwojem człowiek odkrywa coraz głębsze aspekty własnego bytu, których zwyczajnie nie dostrzegał wcześniej. Chociażby ze względu na przywiązanie się do skrystalizowanych struktur swojej natury. Każdy, kto pogłębił w wystarczający sposób naturę rzeczywistości odkrywa, iż życie jest wielowymiarowe. Nasze poglądy powinny stale ewoluować, uwzględniać na nowo poznawaną naturę. Odkrywanie wielowymiarowości nie jest metafizycznym zjawiskiem dostępnych dla wtajemniczonych lecz doświadczeniem objawiającym się w sferze prozaicznych odczuć, rozumowania, więzi i wrażliwości. Sfera metafizyczna ma charakter zdecydowanie subiektywny, musi być zatem skonfrontowana skonfrontowania z obiektywnymi doświadczeniami. Nadajemy wówczas naszym subiektywnych odczuciom cech obiektywizmu. Jednak taki proces wymaga społecznego zaangażowanych, relacji osób zdolnych do otwartego dialogu. Prawda bardzo łatwo wychodzi na jaw w środowisku szczerego społecznego dialogu, w którym ich poszczególni uczestnicy są zainteresowani i otwarci na weryfikacje własnych poglądów. Wyimaginowane poglądy, które przeważnie służą utwierdzeniu własnego egocentryzmu skłaniają do obwarowanej postawy, gdyż tego procesu nie są w stanie przetrwać. Autentycznego dialogu najbardziej obawiają się ludzie egocentryczni. Dialog pomiędzy takimi osobami niemal zawsze jest prowadzony w atmosferze wrogości i konfrontacji nie mającej nic wspólnego z rzeczywistą chęcią porozumienia. Kurczowe trzymanie się poglądów oderwanych od rzeczywistości blokuje zatem rozwój człowieka. Przy końcu drogi rozwoju człowieczeństwa jest jedna Prawda, podobnie jak przy poznaniu wszystkich oddziaływań fizycznych zostanie ustanowiona jedna Teoria Wszystkiego. Do tego czasu światopoglądy opierają się na dywagacjach, strzępkowej wiedzy, przypuszczeniach. Jako przykład mogę przytoczyć sferę naukową. Z jednej strony nauka kreuje się na egzystencjalną wyrocznię, by w innym miejscu z dziecinną szczerością uznać jak daleko jej do pełni zrozumienia rzeczywistości. Teorie naukowe są wyłącznie domeną umysłu, stanowią zbiór mentalnych twierdzeń i wyobrażeń. Do Prawdy możemy dotrzeć jedynie uświadamiając ją sobie wszystkimi zmysłami, odczuwając, by w ten sposób dopełnić "obraz" rzeczywistości. Tylko pełnia świadomości stanowi podłoże dla Prawdy. Poprzez spłycony do mentalności światopogląd interpretujemy rzeczywistość posługując się krzywym zwierciadłem. Dopiero pełną świadomością, czyli percepcją dokonaną na poziomie osobowości ją poznajemy. Do tego zachęca nas właśnie TDP. Dużym wyzwaniem jakie stoi przed człowiekiem uwikłanym w filozoficzne, wyznaniowe czy antropologiczne dywagacje jest zaprzestanie swoich cząstkowych dociekań. Człowiek musi zrozumieć, iż nie jest w stanie objąć rozumem wszystkich istniejących zjawisk, przyczyn, egzystencjalnych poziomów, interakcji, bytów oraz wzajemnych zależności pomiędzy nimi. Większości z nas nie przychodzi łatwo zdetronizowanie umysłu, gdyż wiąże się z poddaniem się, z postawą pokory, uznaniem słabości. Dlatego przyzwyczajeni do identyfikowania się głównie ze sferą mentalną chętniej poddajemy się indoktrynacji. Nadymamy się wiedzą miast podejmować egzystencjalny wysiłek dezintegracji własnej egocentrycznej osobowości. Gdy jakiś pogląd zdominuje myślenie społeczne staje się ogólnie przyjętą normą i nieważne dla nikogo wtedy jest czy stanowi to odzwierciedlenie Prawdy. Ona stanowi mocno zakorzenione wzorce zachowań niezmienne przez wszystkie pokolenie. Budują poczucie więzi, stanowią wieczną wartość. Tylko Prawda umożliwia rozwój ludzkości tak w sferze indywidualnej jak i społecznej. Jeżeli kultura stanowi przynajmniej w jakimś stopniu Jej odzwierciedlenie taka cywilizacja trwa we względnym dobrostanie i rozwija się bez dramatycznych zawirowań. Jeżeli znacząco od niej odbiega wtedy tak zorganizowana struktura ulega prędzej czy później korekcie, a nawet całkowicie się rozpada. Mamy potwierdzenie tego w całej gamie przykładów w naszych, polskich dziejach. W całej historii świata istnieją tylko dwa państwa, które po długotrwałym zniknięciu z mapy odrodziły się powstając na nowo jako podmiot polityczny zintegrowany wokół tej samej tożsamości i tradycji. Jest to Izrael i Polska. W każdym bądź razie ja nie znam innych przypadków. Pierwszy odrodził się po dwu tysiącach lat, gdy uległ zapowiedzianemu przez samego Jezusa rozbiciu. Drugi wspomniany kraj po przeszło stuletniemu niebytowi. Na tradycji opartej na Prawdzie budujemy pierwotne społeczne struktury, dające poczucie tożsamości i bezpieczeństwa. Bez tego nie przetrwa żadna społeczna struktura i następne pokolenie nie dostanie szansy na konsekwentny rozwój. Tak funkcjonuje ten świat, w którym jest całe spektrum zorganizowania społecznego i osobistych sposobów bycia. Tradycje chociaż do pewnego stopnia są pożyteczne przy budowaniu więzi społecznych, stanowią w najlepszym razie substytut Prawdy. Jako społeczność przeważnie nie mamy ochoty na zmiany w zakresie tradycji, a wpływy innych kultur często były w historii bezkompromisowo zwalczane. Już samo istnienie różnorodności skłania do zastanawiania się i analizowania własnych praw. Często prowadzi taki akt do przewartościowań, a to odbiera reszcie społeczności poczucie tożsamości i wspomnianego bezpieczeństwa. Takie jednostki stają się persona non grata. Szczególnie duży sprzeciw w tym zakresie powstaje wśród ludzi egocentrycznych, dla których tradycja stanowi główny punkt odniesienia społecznego, jej tożsamości. Wszelka odmienność jest tu traktowana wrogo, w najlepszym razie jest ignorowana, a w najgorszym brutalnie niszczona. Stąd mnogość wojen wśród dawnych prymitywnych społeczeństw. Zagłębianie się w znaczenie zwyczajów, rozważanie istoty ich różnorodności wychodziło wówczas poza zakres zainteresowania. Zbiorowisko ukształtowane na egocentrycznym sposobie bycia niczym niepodległości broni tradycji, a jej weryfikowanie zwyczajnie nikogo tu nie interesuje. U podłoża tej postawy stoi lęk przed zmianami, będący nieodłącznym kompanem egocentryzmu. W obecnych czasach zdarza się, że w narodzie przeważa światopogląd ateistyczny. On w zasadzie pozbawia taki naród tradycji. Tym co go integruje jest zbór partykularnych, wspólnych celów. Podejmowanie jakichkolwiek antropologicznych wyzwań nie leży wówczas w niczyim interesie. Biorąc pod uwagę panujące tam przekonanie o definitywnym kresie swojego istnienia w momencie śmierci jest zwyczajnie bez sensu. Swoją osobowość, jakakolwiek by ona nie była uważa się za status quo i zwyczajnie szkoda czasu na "wyssane z palca" duchowe mrzonki. Taki naród obudowuje się całymi warstwami murów ochronnych i zasobów, chętnie przyjmuje za swoje wszelkie nowinki naukowe próbujące uzasadnić materialistyczny pogląd na rzeczywistość. Całe nakłady środków i czasu poświęca jedynie na adekwatne kierunki badań. Każdy stara się tu na swój sposób, by żadne wpływy czy nieprzewidziane okoliczności nie zmusiły go do zmiany czegokolwiek w na wskroś pozabezpieczanym bycie. Na innym biegunie postaw życiowych znajdziemy społeczeństwo wierzące w istnienie konkretnego stwórcy. Dajmy na to dla otwartego na duchowy rozwój chrześcijanina, gruntowne zmiany w zakresie osobowości są jak najbardziej oczekiwane. Bowiem inaczej postrzega on sens swojego istnienia, nie ogranicza swojego bytu ściśle do tego wymiaru. Dlatego możliwość doskonalenia swojej osobowości traktuje jako realną wartość, a pogłębianie relacji ze Stwórcą stanowi dla niego kredo życia. Czasami odbywa się to bez oglądania się na własny komfort, a nawet instynkt samozachowawczy. Różnica w obu podejściach do rzeczywistości wynika z perspektywy, którą obie grupy roztaczają przed sobą. Dlaczego przytaczam akurat te przykłady, zresztą nie wyczerpujące całego spektrum ludzkich poglądów. Gdyż są dwoma skrajnymi zjawiskami społecznymi stawiającymi ludzi w zupełnie różnym punkcie wyjścia względem procesu dezintegracji pozytywnej. Chcę wyraźnie podkreślić, że gdy nosi się w sercu przekonanie o wiecznym istnieniu człowieka, które nie kończy się wraz ze śmiercią ciała, znacznie łatwiej jest powściągnąć swój egocentryzm. Gdy egocentryk zrozumie w końcu, iż jego sposób bycia sprzyja egzystencjalnym lękom, wzbudza konflikty i wynikające z nich frustracje mając szerszą perspektywę szybciej otworzy się na gruntowne zmiany. Może dopuści wtedy do swojej świadomości odczucie wiary w Stwórcę, oddając mu centralne miejsce w swoim umyśle. Innymi słowy nastąpi proces przewartościowywania światopoglądu, który zapoczątkuje cały szereg zmian kierując jego życie na zupełnie nowe tory. Gdy na końcu swojej drogi pozna i przyjmie Prawdę, stworzy dla siebie stabilny grunt dla budowy trwałej i spełnionej osobowości. Mogę już teraz bez ogródek napisać, że Prawda jest tożsama z Miłością. W świecie opartym na Miłości egocentryzm jest delikatnie mówiąc problematyczny. Racją bytu jest więc samozaparcie się egocentrycznej natury i wejście na drogę dezintegracji pozytywnej. Można w tym miejscu poddać się akademickim rozważaniom czy mam rację i czy warto podejmować taki wysiłek bez pewności, iż świadomość własnego ja trwa wiecznie. Innymi słowy, czy przetrwa nasza osobowość, którą rzekomo powinniśmy bez względu na wszystko rozwijać. Oczywiście istnieje cała masa racjonalnych, czyli umówmy się subiektywnych argumentów na poparcie swoich stanowisk. Argumentem rozstrzygającym są moim zdaniem realne i obiektywnie doświadczane zjawiska psychologiczne. Konkretnie odczucia, jakie utrwalają obie postawy w środowisku psychicznym. Sfera odczuć bowiem bezpośrednio wpływa na jakość naszego życia, interakcje społeczne jak i higienę naszej psychiki. W zasadzie decydują o tym trzy z nich. Mianowicie odczucie głębokiego sensu życia, którego nie sposób nabyć bez zrozumienia i akceptacji zjawiska cierpienia. Z poczucia sensu albo inaczej celowości istnienia rodzi się wiara w człowieczeństwo, w jego powołanie i godność. Człowiek przeświadczony o przypadkowości pojawienia się rodzaju ludzkiego siłą rzeczy postrzega siebie jako mniej lub bardziej szczęśliwy zbieg okoliczności równorzędny ze światem zwierzęcym. Trzecim odczuciem wpływającym na dobrostan psychiki w sposób absolutnie pozytywny jest wiara w Miłość, szerzej relacje oparte o szeroko pojęte, rozumiane jako wszelkie wnoszone do życia dobro. Wszystkie wspomniane odczucia mają decydujący wpływ na krzepkie zdrowie psychiczne, dają człowiekowi niewyczerpane zasoby energii. Człowiek, który nabył powyższych odczuć siłą rzeczy stanie się przekonany o nieprzemijalności swojego istnienia, iż jest kochany i chroniony przez wyższą od niego istotę, która jest Źródłem owej Miłości. Posiądzie nieosiągalne dla ateisty poczucie własnej wartości i godności bycia członkiem wielkiej oraz wiecznej rodziny ludzkiej. Nie wynika ono z trywialnej pozycji społecznej czy posiadanych zasobów własnych. Jest oparte paradoksalnie na pokorze, na akceptacji swojej życiowej pozycji bycia częścią wspólnoty Miłości. Nie ma to nic wspólnego z egocentrycznym przekonaniem bycia kimś ponad. Z takiego przekonania wyrasta rujnujące całe nasze życie i psychikę poczucie pychy, które jest najgorszym ze wszystkich odczuć jakie możemy w sobie nosić. Ściąga całą masę problemów egzystencjalnych. To powoduje oczywiste uszczerbki na zdrowiu nie tylko psychicznym, ale przede wszystkim w kontekście osobowości. Z całą pewnością pycha prowadzi do odczuwania egzystencjalnej pustki, co łatwo może przerodzić się w depresję. Biorąc te wszystkie odczucia w światopoglądowym sporze osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości, który sprzyja zdrowiu psychicznemu, a która wręcz mu szkodzi. Żyjemy tak jak się czujemy, a zatem w naszych odczuciach odzwierciedla się Prawda. Ogólnie pojęta Miłość jest uniwersalnym prawem życia i asymilacja jej przesłania do swojego życia jest podstawą dla rozpoczęcia budowania szczęśliwego i sensownego istnienia w ogóle. Dlatego też Dezintegracja Pozytywna została nazwana tak a nie inaczej. Dezintegrujemy w sobie wszystko, co prowadzi do życiowej porażki, jest wręcz niebezpieczne z egzystencjalnego punktu widzenia. Co nie zmienia faktu, iż dla naszego egocentryzmu całe jego przesłanie jest trudne do zaakceptowania i zastosowania w swoim życiu. Dlatego też wolimy wypierać Prawdę i przyjąć wygodny dla siebie pogląd uzasadniający taki a nie inny wybór sposobu bycia. Dla mnie osobiście kryterium Prawdy stanowi zasada, iż jeżeli coś w życiu przynosi cierpienie lub rujnuje naszą psychikę należy to odrzucić.